Donald Trump jeszcze w czasie kampanii wyborczej zapowiadał masowe deportacje i bezkompromisowe rozprawienie się z osobami łamiącymi zasady legalnego wjazdu do USA. Gdy objął urząd okazało się, że nie żartował – agenci ICE i DHS ruszyli do akcji. W niedawnym wywiadzie dla hiszpańskojęzycznej wersji Fox News „Noticias", wyemitowanym we wtorek, republikański przywódca podkreślił jednak, że jego administracja skupia się obecnie przede wszystkim na wydaleniu z kraju osób, które popełniły poważne przestępstwa. Zdradził przy tym, że dla pozostałych przebywających w USA nielegalnie planuje wdrożyć „program samodzielnej deportacji".
- Zamierzamy zaproponować im pewnego rodzaju stypendium. Zapewnimy środki finansowe i bilet lotniczy, a następnie będziemy z nimi współpracować. Jeśli okażą się odpowiednimi kandydatami i będziemy chcieli, by wrócili, umożliwimy im powrót tak szybko, jak to możliwe - oświadczył Trump, dodając, że chce by był to dla ludzi „komfortowy proces”, a zaraz potem jeszcze bardziej zaskoczył.
Prowadząca wywiad Rachel Campos-Duffy, żona Sekretarza Transportu USA Seana Duffy'ego, przedstawiła prezydentowi przypadek Meksykanina, który przybył do USA nielegalnie ponad 20 lat temu i ma dzieci będące amerykańskimi obywatelami. Mężczyzna ten zgodził się z opinią, że osoby łamiące prawo powinny zostać deportowane. Jak dodała Campos-Duffy, rozmówca nie ma prawa do głosowania, ale poparłby Trumpa.
- Patrząc na tego człowieka, widzę kogoś, kogo chcielibyśmy zatrzymać w naszym kraju. Prawdopodobnie zostanę skrytykowany za to stwierdzenie - przyznał prezydent. Następnie zadał pytanie czy Meksykanin powinien zostać deportowany i zaraz sam na nie odpowiedział: - Nie sądzę, by mu to groziło.