Spis treści
- Zimna wojna cz.2. Od Kryzysu Kubańskiego po atomowego szpiega (wersja polskojęzyczna)
- Zmiana sowieckiej strategii
- Fałszywe braterstwo broni
- W manewrach wzięło udział ponad milion żołnierzy wojsk lądowych, także dwie armie powietrzne oraz okręty wojenne.
- Ściśle tajne plany napaści
Zimna wojna cz.2. Od Kryzysu Kubańskiego po atomowego szpiega (wersja polskojęzyczna)
Zimna wojna zaczęła się od konfliktu o Europę Środkowo-Wschodnią, od konfliktu o Polskę. To właśnie o tym miejscu mówił premier Wlk. Brytanii, Winston Churchill w swoim wykładzie w Fulton, żelazna kurtyna zapadła od Szczecina po Triest. To Polska miała drugą co do wielkości armię a także położenie geograficzne, potrzebne Rosji sowieckiej do marszu na Zachód.
Cały artykuł do ściągnięcia TUTAJ
Udział Polski w Pakcie Warszawskim był główną przyczyną nędzy i ekonomicznego załamania się gospodarki PRL. Żaden kraj nie może bowiem normalnie istnieć i rozwijać się, gdy około 30 proc. jego dochodu narodowego jest systematycznie angażowane na potrzeby militarne tzw. Wielkiego Sąsiada. W krajach satelickich tak jak w ZSRR obywatele mieli być biedni, ale armia i przemysł gotowe do realizacji komunistycznej idei „Naprzód, ku zwycięstwu komunizmu”. Szczególnie zaś ważne, z punktu widzenia Warszawy, było bolszewickie hasło z 1920 r. „Przez trupa Polski do serca Europy”. Obowiązywało ono do końca zimnej wojny.
Zmiana sowieckiej strategii
Po kryzysie kubańskim Moskwa utraciła możliwość instalowania na wyspie rakiet balistycznych średniego zasięgu z możliwością nuklearnego ataku na USA. To właśnie wtedy do Polski trafiła część pocisków z głowicami jądrowymi, których celem były bazy NATO i obiekty cywilne w Europie. Fakt, że było to niezgodne z prawem międzynarodowym, Moskwie ani polskim komunistom nie przeszkadzało.
Amerykańscy i natowscy politycy, poczynając od 1945 r., liczyli się przez okres zimnej wojny z możliwością agresji ze strony Związku Sowieckiego. Brali jednak pod uwagę możliwość wojny konwencjonalnej, bez użycia broni atomowej na terenie Europy Zachodniej. Tymczasem taka groźba była realna w okresie rządów Breżniewa (1964–1982), kiedy imperializm sowiecki był naprawdę potężny. W sejfach naczelnego dowództwa Armii Ludowej NRD w Strausbergu znaleziono całe archiwum sowieckiego marszałka Wiktora Kulikowa. Zanim został naczelnym dowódcą wojsk Układu Warszawskiego, Kulikow był dowódcą Grupy Wojsk Sowieckich w Niemczech. Dlatego też generałowie enerdowscy uważali Kulikowa za swego szczególnego protektora. To dlatego miał on w archiwum Volksarmii własną, wydzieloną część, supertajną oczywiście. Wśród dokumentów zachowało się przemówienie z 1983 r. Kulikow był wtedy członkiem Komitetu Centralnego KPZR, pierwszym wiceministrem obrony Związku Sowieckiego oraz głównodowodzącym wojsk Układu Warszawskiego. Na odprawie najwyższego kręgu dowódców sowieckich i enerdowskich, w obecności sekretarza generalnego KC SED Ericha Honeckera, sowiecki marszałek kreślił wizję agresji na Europę Zachodnią:
/RAMKA/ „Przyszła wojna będzie prowadzona bezkompromisowo, aż do całkowitego zniszczenia nieprzyjaciela. Realizacja i powodzenie naszego uderzenia wymagają od nas rozważenia użycia c a ł e g o naszego arsenału broni masowego rażenia”./ramka/
Warto zwrócić uwagę na datę wypowiedzi Kulikowa – luty 1983. W Afganistanie wydaje się, iż Rosjanie odnieśli zwycięstwo nad powstańcami, w Polsce zaś spacyfikowane zostało powstanie Solidarności, a rygory stanu wojennego gwarantowały bezpieczny tranzyt sowieckich transportów z głębi ZSRR na Zachód.
Fałszywe braterstwo broni
Sowieccy stratedzy zamierzali w jednym z wariantów swych planów agresji na NATO użyć broni atomowej od razu, już w pierwszych sekundach i minutach wojny. Mapy sowieckiego Sztabu Generalnego znalezione w byłej NRD pokazują linię wytyczoną wzdłuż zachodniej granicy Niemiec jako rubież strategicznych i operacyjno-taktycznych ataków atomowych.
Pod kryptonimem „Braterstwo Broni” jesienią 1980 r., na styku Układu Warszawskiego i Paktu Północnoatlantyckiego, czyli wzdłuż granicy NRD i RFN, odbyły się gigantyczne manewry wojskowe. Brały w nich udział jednostki sowieckie, enerdowskie, czechosłowackie i polskie. Manewry te, kierowane przez ministra obrony ZSRR marszałka Dmitrija Ustinowa, ustanowiły w rzeczywistości ważną próbę w przygotowaniach do agresji na Europę Zachodnią. Z zachowanych tajnych dokumentów wynika, że ZSRR spodziewał się wygrać III wojnę światową.
W manewrach wzięło udział ponad milion żołnierzy wojsk lądowych, także dwie armie powietrzne oraz okręty wojenne.
/RAMKA/Główną siłą uderzeniową był pozorowany atak, za pomocą 840 taktycznych rakiet średniego zasięgu z głowicami nuklearnymi. Już w pierwszej minucie wojny 320 spośród tych rakiet zamierzano odpalić w newralgiczne punkty dowodzenia NATO w RFN, w Belgii, Wielkiej Brytanii i Danii. Celem ataku były lotniska, magazyny nuklearne, infrastruktura militarna, łączność, bazy morskie, cywilne węzły komunikacyjne w wielkich miastach europejskich. /ramka/
Marszałkowie sowieccy zakładali, że decydujący będzie pierwszy atak. Na mapach Niemiec, Belgii, Danii i Holandii, opracowanych przez sowieckich sztabowców, zaznaczone są czerwone symbole rakiet i bomb, które miały spaść w pierwszej minucie. Chociaż na ogół były wymierzone w cele wojskowe i nie były to głowice atomowe najsilniejszego rażenia – to konsekwencje tego ataku nuklearnego dla milionów ludzi w Europie Zachodniej byłyby straszliwe. Ta zaplanowana bezwzględność zaskoczyła zachodnich ekspertów. Zakładali oni, że rozpoczynając III wojnę światową, Rosjanie użyją początkowo jedynie broni konwencjonalnej, a nie atomowej.
Ściśle tajne plany napaści
Przypuszczano, że marszałkowie i generałowie Układu Warszawskiego zechcą zdobyć bogatą infrastrukturę krajów Europy Zachodniej w możliwie jak najlepszym stanie. Dlatego też dowódcy NATO optymistycznie i mało realistycznie oceniali, iż uda im się odeprzeć sowiecką ofensywę, uchylając się od pierwszego uderzenia, a nawet przeprowadzając kontratak. Te rachuby polityków i wojskowych państw NATO okazały się naiwne w świetle ujawnionych tajnych dokumentów Układu Warszawskiego.
Szczególnym obszarem ataku wojsk Układu Warszawskiego miało być wybrzeże Bałtyku, a dalej Morza Północnego aż do kanału La Manche. Na czele ofensywy armii bloku komunistycznego miał nacierać klin pancerny Armii Sowieckiej i Ludowego Wojska Polskiego. Polacy mieli zajmować między innymi niemiecki okręg Szlezwik-Holsztyn, a następnie zdobyć Danię. Wcześniej ten stosunkowo niewielki obszar miał zostać zamieniony w gruzy za pomocą 76 rakiet atomowych. Tak właśnie wygląda to na tajnych mapach operacyjnych.
Działania bojowe w Europie miały mieć według planistów sowieckich charakter ograniczony czasowo i geograficznie. Wojna miała się zakończyć najdalej w ciągu miesiąca. Stany Zjednoczone, zagrożone atakiem sowieckich rakiet balistycznych najdalszego zasięgu, miały zostać zneutralizowane poza Europą.
Pierwszy dzień agresji sowieckiej przewidywał niespodziewany kilkuminutowy atak nuklearny, a następnie pierwszą fazę ofensywy: 1,2 tys. żołnierzy sowieckich, polskich, enerdowskich przekracza granice RFN. Już pierwszego dnia do boju rusza pancerna lawina: 20 tys. czołgów i 25 tys. transporterów opancerzonych.
Drugiego dnia następuje rozwinięcie szyków bojowych. Do walki wkraczają następne jednostki wojsk Układu Warszawskiego, w sumie dalszy milion.
Trzeciego dnia sowieckiej ofensywy zostaje osiągnięty jeden z jej głównych celów – zdobyte zostaje całe terytorium RFN oraz Dania.
W 12., 14. dniu wojny zakładano opanowanie Holandii, Belgii, Luksemburga, części Francji. Od 14. do trzydziestego dnia agresji na Europę: Włochy, Norwegia, Wielka Brytania, zastraszone i szantażowane atakiem nuklearnym, nie włączają się aktywnie do obrony przed agresją komunistyczną. Trzydziesty, ostatni dzień wojny w Europie: siły Układu Warszawskiego osiągają wybrzeża Atlantyku. Francja zostaje zajęta albo zneutralizowana.
To właśnie te plany postanowił przekazać USA skromny i niepozorny podpułkownik w Sztabie Generalnym – Ryszard Kukliński, którego kariera przyspieszyła pod wpływem marszałka Wiktora Kulikowa. Jako oficer łącznikowy pomiędzy Sztabem Generalnym a dowództwem Układu Warszawskiego miał dostęp do tej przerażającej wiedzy.
Filip Frąckowiak, dyrektor Muzeum Zimnej Wojny
W następnym wydaniu: Jak Polak powstrzymał wybuch III wojny światowej.