Allen Weisselberg przyznał się do przyjęcia wartych 1,7 mln dol. dodatków służbowych, od których nie odprowadził podatków. Wśród 15 zarzutów było uchylenie się od zapłacenia podatków od darmowego mieszkania z widokiem na Central Park, czesne za szkołę dla jego wnuków, opłaty leasingowe za luksusowe auto i inne benefity, które fundowała mu Trump Organization. Ugoda z prokuraturą, zatwierdzona w czwartek przez sędziego Juana Manuela Merchana, zakłada karę pięciu miesięcy w Rikers Island, gdzie realnie spędzić może jedynie dwa miesiące i zapłatę blisko 2 mln dol. zaległych podatków. Formalnie zasądzona zostanie jednak w chwili zakończenia procesu przeciwko Trump Organization, którego Weisselberg stał się właśnie kluczowym świadkiem.
Proces przeciwko rodzinnej firmie byłego prezydenta, oskarżanej o pomoc Weisselbergowi i innym członkom kierownictwa w unikaniu podatków dochodowych poprzez niedokładne zgłaszanie rządowi ich pełnego wynagrodzenia, rozpocząć ma się w październiku. 75-latek poczeka na niego na wolności. Jeśli zmieni zdanie, może grozić mu 15 lat więzienia. Śledczy wierzą, że tak się nie stanie.
Prokurator okręgowy na Manhattanie Alvin Bragg przekazał w oświadczeniu, że przyznanie się Weisselberga „bezpośrednio implikuje Trump Organization w szerokim zakresie działalności przestępczej i wymaga od Weisselberga bezcennych zeznań w nadchodzącym procesie przeciwko korporacji." - „Czekamy na udowodnienie naszej sprawy w sądzie przeciwko Trump Organization” – dodał.
Procesu wyczekują też przedstawiciele firmy, którzy w oświadczeniu po czwartkowych zeznaniach pochwalili Weisselberga, jako zaufanego, honorowego pracownika, który ich zdaniem „był nękany, prześladowany i zagrożony” i został zaszczuty przez organy ścigania pragnące „dopaść prezydenta Trumpa”. Jeśli proces nie zakończy się po ich myśli, Trump Organization zmuszona może zostać do zapłacenia gigantycznych kar.