- Co dla Pani oznacza bycie Polakiem poza granicami kraju?
Łucja Mirowska-Kopeć: - Odpowiedz na to pytanie rozpoczęłabym od tego, czym jest bycie emigrantem, bo to tak naprawdę definiuje tych, którzy, czy z konieczności, czy z wyboru opuszczają swoją ojczyznę i rozpoczynają życie w zupełnie innej rzeczywistości.
Emigracja to wyjątkowy fenomen, którego tak naprawdę nie zrozumie nikt, kto jej sam nie przeżył. Żyjąc na emigracji jest się rozerwanym pomiędzy dwoma krajami, a często i kontynentami. Nawet jeśli w nowym kraju się ułoży i jest dobrze, to przecież na myśl o ojczyźnie, na sam dźwięk jej nazwy, serce zaczyna inaczej bić. Dlatego ciągle do niej wracamy. I chociaż dom nasz już gdzie indziej, to najlepiej czujemy się w swojej ojczyźnie.
Dla mnie bycie Polakiem to pamięć o moich korzeniach, dbanie o język polski i uczenie go moich wnuków, pielęgnowanie kultury, tradycji, zwyczajów. Ale wszystko to w kontekście amerykańskim, bo tu przecież żyję, pracuję. I w tym też amerykańskim kontekście chcę pokazać Amerykanom, czy też innym emigrantom, w najlepszym świetle polska kulturę, zwyczaje, a także staram się dbać o jak najlepszy wizerunek Polski.
Nieprzerwanie jestem w posiadaniu ważnego polskiego paszportu, czyli nie zrezygnowałam z obywatelstwa polskiego, nie udziwniłam swojego nazwiska, nie zmieniłam imienia, tak często, jak mogę jeżdżę do Polski, oczywiście szczególnie do rodzinnego Wrocławia. I cieszy mnie ogromnie, jak piękna jest Polska, jak wspaniale się zmieniła, a moje miasto jest oczywiście najpiękniejsze.
- Dlaczego dbanie o dobre imię Polski jest dla Pani ważne? Co to dla Pani oznacza i jakie inicjatywy Pani podejmuje, które są ważne dla Polski i promocji jej wizerunku?
- To jest dla mnie oczywiste. Polska to moja ojczyzna, mój dom. I tak, jak o rodzinie chcemy, by mówiono dobrze, tak też i o ojczyźnie, naszej matce. Gdy mówią źle lub nieprawdę, to czuję, jak by mówili tak o mnie. Głównie mam na myśli kłamstwa historyczne, niesprawiedliwe oceny, szczególnie wypowiadane przez ignorantów, którzy nie znają faktów. Pracując w chicagowskich szkołach publicznych zawsze z duma podkreślałam skąd pochodzę i starałam się jak najlepiej reprezentować Polskę wśród Amerykanów. Dlatego także odpowiedziałam „tak” na zaproszenie Prezesa Fundacji im. Janusza Kurtyki, dr Pawła Kurtyki do współpracy w projekcie „Ziarna Historii”. Projekt ma na celu popularyzowanie polskiej historii wśród Polonii oraz Amerykanów poprzez stworzenie sieci organizacji polonijnych w celu działania na rzecz budowania dobrego wizerunku Polski za granicą oraz zwiększenie poziomu wiedzy o dziejach Polski. W ramach projektu przeprowadziliśmy kilka konferencji on-line, rozpropagowaliśmy prace historyczne przetłumaczone na język angielski, dotarliśmy także do młodzieży szkolnej. W konferencjach wzięli udział historycy polskich uczelni, jak profesor T. Wolsza i profesor A. Chwalba.
- Czy czuje Pani, że działania społeczne, które są podejmowane przez Panią wpływają w pozytywny sposób na postrzeganie Polaków w Ameryce? Może Pani opowiedzieć o przykładach?
- To my i nasze postawy kształtują wizerunek Polaków w Ameryce i wizerunek Polski wśród Amerykanów. Myślę, że świetnym przykładem będzie sytuacja z mojej pierwszej amerykańskiej szkoły. Rozpoczęłam tam prace w 1992 r. Był to okres, gdy Polacy przybywali licznie do USA. Zrodziła się potrzeba zatrudnienia nauczycieli dwujęzycznych mówiących po polsku. I choć uczniów polskich było dużo i potrzebowali pomocy, to nauczyciele polscy byli akceptowani bardzo niechętnie. Otwarcie mówiono, że nie są mile widziani, że odbierają prace innym nauczycielom. A wizerunek Polski jakby wyjęty z XIX-wiecznej powieści: wóź drabiniasty, babka z chustką zawiązaną pod brodą. I dopiero przywożone przez nas albumy z Polski otwierały oczy naszym kolegom, choć wciąż z dużym niedowierzaniem, że Polska to nie jest kraj trzeciego świata. A później, gdy pokończyliśmy tu studia i każdy miał po dwa magisteria, znał przynajmniej trzy języki, zmieniała się percepcja o nas, o Polsce, o Polonii. Przygotowywaliśmy akademie okolicznościowe, zapraszaliśmy ciekawych gości z Polski, zmieniliśmy program wycieczek i zajęć pozalekcyjnych na edukacyjne i poznawcze. Kształtowaliśmy naszą rzeczywistość „po polsku”. I tym zadziwialiśmy naszych amerykańskich kolegów, a nawet często i zwierzchników.
- Czy celem Pani działalności jest docieranie do Amerykanów i szerzenie wiedzy na temat polskiej kultury i historii, nauki, osiągnięć utalentowanych Polaków? Jak Pani to osiąga?
- Jestem pedagogiem i moja działalność zarówno zawodowa, jak i społeczna jest całkowicie podporządkowana właśnie docieraniu do Amerykanów i szerzeniu ich wiedzy na te tematy. Pracując w chicagowskich szkołach przede wszystkim swoją postawą, zachowaniem, a także tym co robiłam, promując polskość starałam się pokazać, że pochodzę ze wspaniałego kraju, dlaczego jestem z niego dumna, a przy okazji zmieniać mylne wyobrażenie o Polsce. Organizowałam w swoich szkołach olimpiady, prelekcje, spotkania z ciekawymi ludźmi, przedstawienia, występy artystyczne prezentujące dorobek kulturalny, naukowy i historyczny naszego kraju.
Społecznie jestem zaangażowana w organizacjach polonijnych. Pełnię funkcje prezesa Związku Klubów Polskich w USA, zrzeszającego kluby polonijne z różnych stron Polski. Jestem także przewodniczącą Komitetu Parady Konstytucji 3 Maja, największego wydarzenia polonijnego, które od 134 lat jest jednym stałym wydarzeniem na mapie kulturalnej Chicago. Ważnym wydarzaniem związanym z paradą są wybory królowej parady. Jest to konkurs, w którym kandydatki muszą wykazać się znajomością języka polskiego oraz wiedzy o Polsce. A nagrody to stypendia na studia. ZKP organizuje także Dożynki Polonijne. Jesteśmy opiekunem wybudowanego pod patronatem ZKP Pomnika Katyńskiego i Tablicy Smoleńskiej, gdzie odbywają się patriotyczne uroczystości z udziałem gości z Polski oraz władz miejscowych. Jestem także przewodniczącą Komitetu Stypendialnego i Formacyjnego im. św. Jana Pawła Wielkiego, który przyznaje stypendia na studia w wysokości $5,000 każde dla polonijnej młodzieży. W ciągu sześciu lat wyniosły one prawie pól miliona dolarów. Ważne dla nas jest by młodzież polonijna zdobywała jak najlepsze wykształcenie i w przyszłości odnosiła sukcesy zawodowe i na płaszczyźnie prywatnej. Pragniemy wychowywać liderów polonijnych.
- Czy inicjatywy podejmowane przez polskie organizacje, stowarzyszenia, biznesy są dostrzegane w Ameryce? Warto docierać z takim przekazem do Amerykanów?
- Nie tylko warto, ale nawet trzeba. Uważam, że to nasz obowiązek, bo chociaż chcemy się zaadaptować do nowego środowiska i stać się jego nierozerwalną i wartościową częścią, nie wolno nam zapominać o naszych korzeniach, z których możemy być bardzo dumni. Wszelkie inicjatywy gospodarcze, kulturalne czy naukowe podejmowane przez polonijne organizacje czy biznesy są niewątpliwie nie tylko dostrzegane, ale często podziwiane przez Amerykanów. I takie właśnie inicjatywy promują dobre imię Polski, co powinno być dla nas wszystkich bardzo ważne.
- Co według Pani ma kluczowe znaczenie w promowaniu Polski i na co warto stawiać mówiąc o Polsce?
- Kluczowe według mnie jest uświadamianie, że Polska to nowoczesny kraj, którego historia sięga X wieku. Kraj o ponad tysiącletniej kulturze i tradycjach. Kraj, który pomimo tego, że przez ponad 120 nie istniał na mapie świata, a podczas II wojny światowej został całkowicie zniszczony, a potem przez ponad 40 lat włączony do obozu komunistycznego, jednak podniósł się z gruzów i dziś wspaniale rozkwita, stając się jednym z najszybciej rozwijających się krajów. Uważam, że polscy przedsiębiorcy powinni się włączyć w propagowanie za granicą historii i silnej marki kraju w komunikacji z zagranicznymi klientami, poprawiać wizerunek kraju, co także powinno przynieść korzyści samym firmom. Mamy bardzo wiele do zaoferowania i tylko ważne jest żebyśmy potrafili to „sprzedać”.
Rozmawiała BP