SWAP to zawsze była i będzie elita

2021-01-24 12:17

Stowarzyszenie Weteranów Armii Polskiej w Ameryce w tym roku obchodzi stulecie swojego istnienia. O najstarszym na świecie stowarzyszeniu polskich weteranów, sposobie na przetrwanie i nadchodzącym jubileuszu rozmawiamy z Tadeuszem Antoniakiem, p.o. Naczelnego Komendanta SWAP.

„Super Express”: – SWAP nigdy nie było organizacją statyczną. Dostosowywał się do sytuacji w kolejnych wojnach i konfliktach. A jak zmieniło się w ostatnich 30 latach, kiedy zmieniały się Polska i Wojsko Polskie?

Tadeuszem Antoniak: – Kiedy Polska weszła na ścieżkę demokracji po Okrągłym Stole, odbył się zjazd SWAP, na którym zmieniono jeden z punktów konstytucji. Zezwolono na wstępowanie do organizacji byłym żołnierzom Ludowego Wojska Polskiego.

– To chyba dość istotna zmiana? Wcześniej „elementom komunistycznym” wstęp do SWAP był wzbroniony.

– Oczywiście. Był jednak jeden warunek. W dalszym ciągu w szeregi SWAP nie można przyjmować nikogo, kto służył w ZOMO, Milicji Obywatelskiej, Wojskowej Służbie Wewnętrznej czy w formacjach wojskowych i bezpieczeństwa funkcjonujących za Stalina. W czasach PRL pobór do wojska był przymusowy. Natomiast do tych formacji trafiało się głównie na ochotnika.

Tego wcześniejszego zapisu konstytucji staramy się mocno przestrzegać. Tym bardziej że zobowiązuje nas do tego dziedzictwo weteranów Armii Błękitnej, potem żołnierzy II Korpusu czy wreszcie Żołnierzy Niezłomnych.

– Ale to nie jedyna przyczyna?

– Nie. W pewnym momencie liczebność w organizacji zaczęła spadać. Szczególnie w ostatnich dziesięcioleciach. Nie tylko znacznie zmniejszyła się imigracja z Polski, ale też służba w Wojsku Polskim przestała być obowiązkowa. Naturalne źródła zasilania organizacji najzwyczajniej się kończyły. Sam jestem przykładem członka SWAP, który odbył zasadniczą służbę wojskową w okresie PRL. Wstępując do organizacji, zostałem oczywiście zweryfikowany. Ale mamy też kilku weteranów, którzy w WP służyli już po 90. roku.

Nasza organizacja topnieje więc w sposób naturalny. Nadal jednak w nasze szeregi mogą wstępować żołnierze pochodzenia polskiego, którzy służyli w armii USA, ponieważ SWAP ma taki sam status, jak wszystkie amerykańskie organizacje weteranów. W końcu Stany wciąż prowadzą jakieś działania wojenne, a polscy imigranci często podpisują kontrakty z US Army. Potem jako weterani mogą do nas dołączyć. Nawet w mojej rodzimej placówce w Filadelfii są w tej chwili dwaj tacy weterani, jeden po wojnie w Wietnamie, a drugi po kontrakcie w Niemczech i Iraku.

– Spadek imigracji, ograniczona liczba weteranów...

– Moim zdaniem jakość działalności wszystkich organizacji polonijnych w USA zależy od sytuacji w Polsce. Jeżeli państwo polskie się stabilizuje ekonomicznie i politycznie, to i nie ma imigracji. Polska imigracja w USA nasilała się w kiepskich czasach – w czasach zaborów, II wojny światowej czy komunizmu. A po 1990 r. ta sytuacja się jednak ustabilizowała. Łatwiej też wyjechać „za chlebem” w obrębie Europy.

– Czy nie obawia się pan, że wobec braku nowych członków ze SWAP może stać się to co ze Stowarzyszeniem Polskich Kombatantów? Ta organizacja od dziewięciu lat nie istnieje.

– Jest bardzo istotna różnica między naszymi organizacjami. SPK powstała po II wojnie w Londynie i była bardzo silną organizacją. Ale nie zdecydowała się na zmianę konstytucji. W naturalny sposób jej członków ubywało z wiekiem. Tu chwała dla moich poprzedników, dla komendantów Hieronima Wyszyńskiego i Wincentego Knapczyka, i innych członków zarządu Stowarzyszenia, którzy w 1992 r. wpadli na pomysł, który nie pozwoli organizacji umrzeć, nawet jeżeli nie uda się przeprowadzić nowych naborów. Stworzyli Fundację SWAP wpisaną do statutu organizacji. Gdyby stało się tak, że SWAP zakończy swoją działalność, przejmie ją Fundacja SWAP. Fundacja przejmie również aktywa organizacji i będzie mogła prowadzić działalność o podobnych celach statutowych, jak dziś stowarzyszenie weteranów. To otwiera możliwość działania już nie tylko w oparciu o weteranów polskich i amerykańskich.

– Ale i intensywność tej działalności z roku na rok maleje.

– To znów jest kwestia liczebności. Przez 100 lat działalności przez organizację przewinęło się 19 tys. członków. Dziś jest nas tylko 400, z czego spora część to weterani w podeszłym wieku, który wręcz nie pozwala im na angażowanie się w aktywną działalność SWAP.

Ale oczywiście mamy swoje żelazne punkty – są wydarzenie, na których nie może nas zabraknąć. To Święto Wojska Polskiego, rocznica wybuchu II wojny światowej, Święto Niepodległości czy doroczna pielgrzymka do Niagara-on-the-Lake, na cmentarz żołnierzy armii gen. Hallera – jedyny polski cmentarz wojskowy na kontynencie amerykańskim.

Do tego dochodzą okazje, przy których współpracujemy z innymi organizacjami polonijnymi po to, by prezentować polską historię na amerykańskiej ziemi.

– Jest pan pełniącym obowiązki Naczelnym Komendantem, jakie zadania przed panem?

– Przede wszystkim przygotowanie uroczystości stulecia działalności SWAP. Marzy nam się zorganizowanie koncertu, który trafiłby do władz amerykańskich, establishmentu, ale również do Polski. To nasz priorytet, uczcić weteranów w sposób godny, piękny, z rozmachem. Mamy tu nadzieję na współpracę z mediami polskimi. Chcemy też pokazać, że sojusz polsko-amerykański nie jest papierowy. Przy współpracy z innymi organizacjami chcemy zaprezentować szeroko filmy o współpracy polskich i amerykańskich żołnierzy również w czasie ostatnich konfliktów zbrojnych.

Przed nami również remont Domu Weterana na Manhattanie, gdzie mieszczą się Zarząd Główny i Muzeum Tradycji Oręża Polskiego.

No i oczywiście nabór. Nadal chcemy ściągać i tych chłopaków – teraz pewnie z armii amerykańskiej, może dzieci i wnuki weteranów. Oczywiście liczymy się z tym, że o masowym napływie członków można zapomnieć. Ale mamy nadzieję, że uda nam się przyciągnąć oficerów polskiego pochodzenia, którzy będą chcieli działać na rzecz współpracy polsko-amerykańskiej.

– I w tym momencie SWAP stanie się organizacją elitarną...

– Myślę, że SWAP zawsze było organizacją elitarną. By wstąpić do stowarzyszenia, zawsze trzeba było spełniać wysokie wymagania etyczne i moralne. Jeżeli uda nam się namówić elitę oficerską sił zbrojnych USA do przystępowania do nas, ta elitarność zostanie zachowana.

100 lat historii

Stowarzyszenie Weteranów Armii Polskiej w Ameryce – SWAP, jest najstarszą na świecie samopomocową organizacją byłych polskich żołnierzy. Działa nieprzerwanie od 1921 r. W tym roku będzie obchodziło swoje stulecie.

Swoje początki zawdzięcza weteranom armii gen. Józefa Hallera. To właśnie do niej ze Stanów Zjednoczonych i Kanady ciągnęli Polacy zdecydowani walczyć w I wojnie światowej o niepodległość ojczyzny.

Po wojnie 14,5 tys. weteranów powróciło do Ameryki. Tu zrzeszali się w klubach i związkach. Dopiero w 1921 r. na zjeździe w Cleveland, OH, powstaje jedna, wspólna organizacja. Pierwszym prezesem SWAP zostaje dr med. Teofil Starzyński, przed wojną wybitny działacz Związku Sokolstwa Polskiego w Ameryce, które w sporej części zasiliło amerykański zaciąg do Błękitnej Armii.

Pomoc i wsparcie

SWAP powstało jako organizacja samopomocy polskim weteranom I wojny w Ameryce. Wielu z nich wróciło z wojny jako inwalidzi, wielu nie mogło znaleźć pracy ani domu. To do nich docierała pomoc stowarzyszenia. Środki pozyskiwano w czasie zbiórek pieniężnych, czasem ze wsparcia. W 1926 r. pierwszy polski premier powojenny i światowej sławy pianista Ignacy Jan Paderewski wspomógł organizację kwotą 10 tys. ówczesnych dolarów. Dzięki temu SWAP mogło zakładać schroniska dla bezdomnych żołnierzy czy warsztaty, w których pracę znajdowali bezrobotni.

Wojna na paczki

Lata II wojny światowej i zimnej wojny poza wspieraniem akcji rekrutacyjnej w USA i Kanadzie oznaczały dla SWAP jeszcze jedną aktywność: paczki. W czasie wojny trafiały one do polskich jeńców w niemieckich obozach. Później SWAP zaczęło wspierać weteranów I wojny w opanowanej przez komunistów Polsce. Na tę pomoc przeznaczona została niebagatelna wówczas suma 100 tys. dol.

Trudno natomiast ocenić, ile pieniędzy pochłonęło wsparcie Solidarności, paczki z odzieżą i obuwiem, które do Polski trafiały w latach 80.

Nie tylko USA

SWAP działa nie tylko w USA. Przed II wojną jego placówki funkcjonowały również w Polsce. W czasie wojny miało swoje przyczółki także w Meksyku i na Kubie. Członkowie stowarzyszenia zajmowali się cmentarzami wojennymi we Włoszech i we Francji. Tu zaopiekowali się również grobami polskich żołnierzy napoleońskich, powstańców listopadowych i rewolucjonistów Wiosny Ludów, znajdującymi się na cmentarzu Montmartre w Paryżu.

Przyjaciele, matki i córki

Przez 100 lat działalności SWAP dorobiło się, jak każda armia, organizacji pomocniczych. Od 1931 r. działały Związek Przyjaciół Weteranów Armii Polskiej i stowarzyszenie Synowie i Córki Weteranów Armii Polskiej. Jednak najdłużej istniejącą przy nim organizacją jest Korpus Pomocniczy Pań, który swoje stulecie będzie obchodził w 2025 r. Najmłodszym dzieckiem jest Fundacja SWAP, która przejmie obowiązki stowarzyszenia, gdyby z braku członków-weteranów uległo ono rozwiązaniu. PARA