Rozmowa z Markiem Herkopercem

Polski policjant z New Jersey: „Ta praca jest powołaniem, a nie zawodem, w którym można się dorobić”

Nasz rodak Mark Herkoperec z New Jersey od końca lat 90. pracuje w amerykańskiej policji. Przyznaje, że bywa niebezpiecznie, ale zapewnia, że nie zamieniłby tej pracy na żadną inną. - Ktoś mi kiedyś powiedział, że jeżeli wybiorę rzemiosło, które będę uwielbiał, to nigdy nie będę pracował. Dużo w tym prawdy, bo mój czas w służbie policyjnej minął jak jeden dzień – mówi Mark w rozmowie z „Super Expressem”.

- Jak znalazłeś się w USA?

- Przynależność mojego ojca do „Solidarności” zmusiła go do opuszczenia Polski w 1981 roku z obawy przed aresztowaniem. Po ogłoszeniu Stanu Wojennego w Polsce pracownicy UB przyjechali do nas do domu żeby go aresztować, ale ojciec już był za granicą. Ubiegał się o azyl polityczny, który otrzymał i wyemigrował do Stanów Zjednoczonych. Po trzech latach razem z bratem przyjechaliśmy odwiedzić go do New Jersey i już nie wróciliśmy do komunistycznej Polski.

- Skąd pomysł, by zostać policjantem?

- Aby istnieć w Stanach i zapewnić sobie przyszłość konieczna była nauka języka angielskiego. Zapisaliśmy się z bratem na darmową naukę języka w szkole licealnej. Lekcje odbywały się dwa razy w tygodniu wieczorem, bo większość uczniów pracowała w ciągu dnia. Jednego wieczoru, gdy wracaliśmy ze szkoły, nasz samochód się zepsuł. Nie było telefonów komórkowych i nasz ojciec z przyjaciółką poszli do sklepu, żeby zadzwonić po pomoc drogową. Wracając ojciec nie zauważył, że dwóch mężczyzn szło za nimi. Zaraz przy aucie ojciec został pchnięty na ziemię, a jego znajomej wyrwano torebkę. Złodzieje uciekli w osiedle, ale pobiegłem za jednym z mężczyzn i po 10 minutach znalazłem go chowającego się przy skrzyżowaniu ulic. Nie znając okolicy i języka nie miałem innych opcji i wypuściłem go. To wydarzenie spowodowało moje zainteresowanie służbą policyjną.

- Ktoś w twojej rodzinie pracował w służbach mundurowych?

- W Polsce miałem wujka, który był prokuratorem i który miał być moim chrzestnym, ale został zamordowany i sprawa ta nigdy nie została wyjaśniona. Większość moich przodków była w siłach zbrojnych, zaczynając od obydwu pradziadków, kończąc na obydwu dziadkach, którzy służyli w polskim wojsku podczas II wojny światowej. Uważam, że praca w policji jest powołaniem, które powoduje, że wykonuje się ją rzetelnie i dokładnie, z czego ma się satysfakcję. To nie jest zawód, w którym można się wzbogacić czy dorobić.

- Jakie były twoje początki w policji?

- Karierę zacząłem pod koniec lat 90. Najpierw jako stażysta, pracując dla szeryfa w hrabstwie Burlington. Zastępczyni szeryfa Jean Stanfield zaoferowała mi pozycję w programie pracy dla stażystów, który trwał rok i po którym stażysta był wysłany do szkoły policyjnej. Pierwszym obowiązkiem, który mi powierzono było prowadzenie kartoteki policyjnej. Po czasie Stanfield zaoferowała mi pracę w wydziale dochodzeniowym jednostki do spraw uciekinierów - Fugitive Unit. Tam zakończyłem program i zostałem wysłany do szkoły policyjnej. Byłem wtedy pierwszym imigrantem z Polski w hrabstwie Burlington, który pracował w policji. Po ukończeniu szkoły policyjnej zostałem przeniesiony do służby mundurowej. Praca głównie polegała na ochronie budynku sądu, sal i sędziów. Druga sekcja szeryfa zajmowała się transportem więźniów. Fugitive Unit głównie zajmował się poszukiwaniem przestępców, za którymi zostały wydane listy gończe. Po ukończeniu szkolenia w służbie mundurowej zostałem przeniesiony do służby po cywilnemu. Otrzymałem awans na detektywa, biuro i służbowy samochód policyjny bez oznakowań. Rozpocząłem pracę w oddziale, który ścigał przestępców i zbiegów poszukiwanych przez najwyższy sąd w hrabstwie. W tym samym czasie Szeryf Hrabstwa Burlington rozpoczął współpracę ze stanową policją New Jersey i US Marshall Service, co stworzyło grupę zadaniową Fugitive Task Force. To był fascynujący czas. Po pewnym czasie zaoferowano mi pracę na pół etatu w komisariacie policji w Edgewater Park. To była inna i bardzo interesująca strona pracy w policji. Po dwóch latach zaoferowano mi pracę na pełny etat, którą podjąłem i pracuję tam do dzisiaj.

- Przez te lata zdobyłeś pewnie bogate doświadczenie?

- W ciągu lat pracy nabyłem wykształcenie, szkoliłem się, co umożliwiło mi zostanie instruktorem w Szkole Policyjnej w Hrabstwie Burlington i oficerem szkolenia terenowego. Po nawiązaniu kontaktu z polską policją we Wrocławiu w 1999 roku, uczestniczyłem w kilku Międzynarodowych Konferencjach Policyjnych we Wrocławiu, gdzie nawiązałem międzynarodowe kontakty. Holenderscy policjanci ze szkoły policyjnej środkowo-zachodniego Brabant przyjeżdżali do komisariatu w Edgewater Park na szkolenia. Analizowali, jak policja w US przeprowadza interwencje związane z ludźmi cierpiącymi na zaburzenia. Badali postępowanie wobec ulicznych gangów. Jeździli też na różne interwencje z policjantami z Edgewater Park, co umożliwiło im dostrzec i zrozumieć różnice w pracy policji w Europie i USA. Były też kontakty z policją z Niemiec, Szwecji, Słowacji, Węgier, Szwajcarii, Francji i Włoch. Może w przyszłości będzie okazja, by podzielić się wiedzą i doświadczeniem pracy policyjnej z kolegami po fachu z Polski.

- Polacy popełniają więcej przestępstw niż inne nacje?

- Można by dużo mówić o różnych grupach etnicznych i przestępstwach, które popełniają. Każdy naród czy rasa ma dobrych i złych ludzi. Jest tylko dobro i zło, bo ludzie są tacy sami wszędzie na świecie, bez różnic w płci czy rasie.

- Czy w pracy przydaje się, że mówisz po polsku?

- Region, w którym pracuje ma parę rodzin polskiego pochodzenia i parę rodzin, które wyemigrowały z Polski i żyją w USA. Są sytuacje, kiedy jestem proszony o tłumaczenie z języka polskiego na angielski i z angielskiego na polski. W ubiegłym roku była sytuacja, kiedy pogotowie przyjechało na interwencję i mężczyzna mówił tylko po polsku. Jego obrażenie głowy wyglądało na pobicie, ale po rozmowie z mężczyzną dowiedziałem się, że spadł z krzesła i uderzył głową w róg ściany. W stanie New Jersey jest lista policjantów, którzy mówią po polsku i gdy trzeba , nawiązywany jest kontakt i policjant jedzie autem na miejsce lub dzwoni, żeby pomóc w tłumaczeniu. Dorastając w komunistycznej Polsce, tak jak każdy inny uczeń musiałem znać język rosyjski. Kiedyś wracając z pracy po nocnej zmianie, otrzymałem telefon z komisariatu w hrabstwie Burlington z prośbą o pomoc. Sierżant wytłumaczył, że miał interwencję domową, ale mąż i żona mówili tylko po rosyjsku. Po przyjeździe na komisariat rozmawiałem z mężem, który wytłumaczył że przyjechał po północy z pracy i chciał wypocząć, ale żona zrobiła mu awanturę. Podczas awantury żona zraniła się celowo w policzek i jak policjanci przyjechali na miejsce to on został aresztowany za skrzywdzenie żony. Pomogłem mężczyźnie wypełnić podanie i oskarżenie przeciwko żonie. Po zakończeniu procesu, mężczyzna poprosił o prywatną rozmowę. W czasie tej rozmowy wytłumaczył mi, że to małżeństwo było tylko na papierze, a jego żona była agentem KGB. Wszystkie informacje były przekazane do biura FBI, które przejęło dochodzenie. 

- Zaskakująca sytuacja. Bywają też jednak pewnie niebezpieczne?

- Praca w policji bywa czasem niebezpieczna i są sytuacje, gdy policjantki czy policjanci nie wracają do rodziny po służbie. Tego nie da się przewidzieć, bo nikt nie wie, co następny dzień czy interwencja przyniesie. Dlatego każdy policjant jest szkolony, by wykorzystać tę wiedzę i w połączeniu ze szkoleniem w terenie, zdrowym rozsądkiem i logiką, skutecznie i bezpiecznie zakończyć interwencję czy jakąkolwiek sytuację w terenie. Policjant musi być przygotowany na wszelkie możliwe sytuacje. Zwykle coś, co wydaje się łatwe czy bezproblemowe okazuje się bardzo niebezpieczne. Na przykład sytuacje z ludźmi umysłowo zaburzonymi są bardzo nieprzewidywalne. Była interwencja, gdzie zaburzona kobieta wtargnęła do mieszkania mężczyzny i próbowała wymusić na nim uczucia. Nie mogąc tego uzyskać, zamknęła się w pomieszczeniu i groziła popełnieniem samobójstwa. Kobieta miała dwa duże kuchenne noże, którymi próbowała podciąć sobie żyły. Drzwi pokoju były szklane, co umożliwiło nam jej obserwację. Siedziała na podłodze z pociętymi rękami, była w stanie furii. Drzwi były zamknięte od wewnątrz na zamek. Nawiązanie kontaktu i dialogu z chorą kobietą pozwoliło nam na opracowanie planu postępowania. Pogotowie było w drodze i ustaliliśmy że nie użyją sygnałów, żeby nie wzmagać stresu. Po przedstawieniu się zacząłem rozmowę z kobietą, próbowałem ją uspokoić. Poprosiłem ją, żeby mi powiedziała, co mógłbym zrobić, żeby odłożyła te noże. Rozmowa trwała długi czas. Przekonałem kobietę, by przestała się ciąć, ale nie chciała odłożyć noży. W międzyczasie mój sierżant otrzymał klucze do drzwi od właściciela domu. Udało mi się odwrócić uwagę kobiety i udało się otworzyć drzwi. Kobieta w końcu powiedziała, że odłoży noże, ale tylko jeśli właściciel mieszkania zacznie z nią rozmawiać. Powiedziałem jej, że zobaczę co da się zrobić i jak tylko położyła noże, wtargnęliśmy do pokoju i ją obezwładniliśmy. Została przewieziona do szpitala na leczenie. Tylko dzięki szkoleniu, doświadczeniu i intuicji, ta interwencja skończyła się sukcesem.

- Zdarza ci się, tak zwyczajnie, bać w pracy?

- W tym zawodzie są powody do strachu o utratę życia oraz o to, że nie wróci się już do domu do bliskich. Strach ma bardzo duży wpływ na podejmowanie decyzji. W naszym regionie każdy policjant jest sam w samochodzie i często jedzie na interwencję indywidualnie. Dlatego nie myślę o strachu, bo wiem że nie mógłbym wykonywać tego zawodu. Bardzo polegam na swoim szkoleniu, doświadczeniu, logice, zdrowym rozsądku i intuicji. Nie każdy nadaje się do tego zawodu. Kiedyś policjant z naszego miasta zobaczył na drodze skradzione auto i potwierdził przez centralę, że samochód był skradziony w Trenton. W ciągu minuty dodatkowe jednostki policji zorganizowały zatrzymanie skradzionego auta. Ale niepełnoletni kierowca miał inne plany i się nie zatrzymał. Słysząc przez radio o pościgu podjechałem na skrzyżowanie ulic i czekałem na skradzione auto. Policjant, jadący za skradzionym autem poinformował przez radio policyjne, że auto jechało ponad 100 mil na godzinę i kierowca wyłączył przednie światła. Nie miałem pojęcia że skradziony samochód jechał w moim kierunku. To policjant prowadzący pościg zawiadomił mnie przez radio, żebym zjechał ze skrzyżowania. Uratował mi życie. Dopiero po powrocie do domu zdałem sobie sprawę, że mogłem wtedy zginąć, to mnie wystraszyło.

- Strzelałeś kiedyś na służbie?

- Broń jest narzędziem, które jest wykorzystywane w policji, gdy ludzkie życie i zdrowie jest zagrożone. Każdy policjant jest szkolony w obsłudze i użyciu broni palnej. Były różne sytuacje, gdzie użycie broni mogło być wykorzystane, ale szkolenie, doświadczenie, zdrowy rozsądek i logika zapobiegły temu. W czasie aresztowania członka gangu z północnego New Jersey, ściganego listem gończym, zostałem zaatakowany. Skończyliśmy na ziemi, a przestępca zaczął wołać na pomoc swojego kolegę, który siedział w samochodzie. Wtedy moje życie było zagrożone i to była sytuacja, w której użycie broni było usprawiedliwione. Powiedziałem jednak im, że użyję broni, jeśli zajdzie potrzeba i prośby o pomoc się skończyły. Mam nadzieję, że nigdy nie będę musiał użyć broni palnej przeciwko drugiej osobie. Ale jeżeli bym musiał, to nie wahał bym się jej użyć, żeby uratować cudze albo swoje życie.

- Jaki inny zawód byś wybrał zamiast pracy policjanta?

- Przed pracą w policji miałem pracę w sektorze prywatnym i miałem dużo zawodów. Prowadziłem limuzynę dla biznesmena jeżdżąc po Nowym Jorku, byłem murarzem, stolarzem, hydraulikiem, a nawet pracowałem w World Trade Center 7 z księgowym. Byłem dozorcą w dużej willi i prowadziłem auto pancerne dla firmy bankowej. Ale nie wyobrażam sobie teraz innego zawodu i jeżeli byłaby możliwość cofnięcia się w czasie, to ponownie bym podjął pracę w policji. Ktoś mi kiedyś powiedział, że jeżeli wybiorę rzemiosło, które będę uwielbiał, to nigdy nie będę pracował. Dużo w tym prawdy, bo mój czas w służbie policyjnej minął bardzo szybko. Ale praca w policji jest ciężka, bardzo wymagająca i to bardzo duża odpowiedzialność. W ciągu ułamka sekundy trzeba podjąć decyzję, która może zdecydować o przyszłości.

Jednak nawet mając wymarzoną pracę, trzeba mieć hobby i czas dla siebie, kiedy można się zregenerować. Moja praca umożliwiła mi wyjazdy służbowe do Europy na międzynarodowe konferencje, gdzie nawiązałem dużo znajomości i przyjaźni, które dalej trwają. Często spotykam się z przyjaciółmi w Europie, gdzie mamy szansę na jazdę motocyklami. Kiedy nie podróżuje po Europie spotykam się z kolegami z motocyklowego klubu HMMWV. Wyjeżdżamy w teren całą grupą albo uczestniczymy w paradach, żeby uhonorować policyjnych weteranów.

Rozmawiały Marta J. Rawicz, Agata Drogowska

Nasi Partnerzy polecają