Zmarł po ugryzieniu komara

i

Autor: Facebook, SHUTTERSTOCK Zmarł po ugryzieniu komara

Nasz rodak ofiarą EEE

Polak z Connecticut zmarł po ugryzieniu przez komara. 5 lat walczył ze śmiertelną chorobą

2024-10-17 17:59

Tą śmiertelną chorobą zakaża się rocznie w USA średnio 11 osób. Wystarczy jedno ugryzienie komara. Tak było w przypadku Ryszarda Pawulskiego, mieszkającego w Connecticut. 47-latek był jedną z czterech osób w stanie, które w 2019 r. zakaziły się końskim zapaleniem mózgu, i jako jedyny przeżył. Przez pięć lat walczył z chorobą, która niestety właśnie go pokonała.

EEE (Eastern Equine Encephalitis), czyli wschodnie końskie zapalenie mózgu, to rzadka i śmiertelna choroba. Według danych Centrów Kontroli i Prewencji Chorób (CDC) rocznie w USA zakaża się nią średnio 11 osób. Ci, u których wirus zaatakuje układ nerwowy, mierzą się z poważnymi uszkodzeniami mózgu. Niestety, około 30 proc. z nich umiera. Nasz rodak, Ryszard Pawulski z Colchester, CT, przeżył z tą straszliwą chorobą pięć lat, wielokrotnie wprawiając w zdumienie lekarzy i fizjoterapeutów. W poniedziałek organizm 47-latka się poddał, o czym poinformował „New York Post”.

Nasz rodak zmarł po tygodniu spędzonym w hospicjum, pozostawiając w rozpaczy żonę Małgorzatę i córkę Amellię.

- „Urodzony w Cieszynie, syn Heleny (Surma) Rewa i zmarłego Kazimierza Pawulskiego, przez wiele lat pracował w Allied Community Resource jako Certyfikowany Asystent Pielęgniarki” – czytamy w nekrologu Ryszarda Pawulskiego, którego pożegnanie odbędzie się w piątek 18 października w Duksa Family Funeral Homes w Burritt Hill, CT.

Rodzina pana Ryszarda i liczne grono przyjaciół od 2019 r. wspierali go i walczyli o to, by odzyskał zdrowie, które odebrało mu jedno ugryzienie komara. Roznoszący śmiertelnego wirusa owad ugryzł go, gdy feralnego sierpniowego dnia pracował w zarośniętym zielenią ogrodzie rodzinnego domu w Colchester. Następnego dnia, wówczas 42-letni, zdrowy mężczyzna, zaczął uskarżać się na potężne bóle głowy, do których potem dołączyły wymioty.

Polak trafił do szpitala, gdzie wykryto obrzęk mózgu, a zaledwie kilka dni później, po serii badań, zapadł w śpiączkę.

Lekarze ustalili w końcu, że to EEE. Nie dawali 42-latkowi dużych szans. Tym bardziej, że trzy inne osoby, które tego samego lata zakaziły się tym samym wirusem, zmarły. Po dwóch miesiącach, podczas których rodzina niemal straciła już nadzieję, na jego odzyskanie, pan Ryszard odzyskał świadomość i zaczął dochodzić do siebie po okiem lekarzy i fizjoterapeutów, którzy nazwali to „fenomenalnym cudem”. O jego przypadku donosiły niemal wszystkie lokalne, ale również krajowe media.

Niestety poprawa okazała się chwilowa i pan Ryszard w kolejnych miesiącach musiał mierzyć się z licznymi komplikacjami.

Choroba uszkodziła jego mózg, pojawiły się problemy z wątrobą i nerkami, drgawki i nawracające zapalenie płuc. Rodzina 47-latka, z którą rozmawiał „New York Post”, przyznała, że ostatnie pięć lat spędzili na wizytach w różnych szpitalach i domach opieki. Są jednak wdzięczni, że zdołali się z nim pożegnać. - Nic z tego by się nie wydarzyło, gdyby tego nie złapał – powiedziała reporterom córka pana Ryszarda.

Niestety, na wirusa wschodniego końskiego zapalenia mózgu, czyli EEE, nie ma szczepionki. Według lekarzy, najlepszym sposobem na uniknięcie zakażenia jest dbanie o to, by nie paść ofiarą komarów, czyli stosowanie repelentów i unikanie miejsc opanowanych przez komary. W tym roku, według CDC, stwierdzono już 10 przypadków zakażenia EEE. Dwa z nich, w Nowym Jorku i New Hampshire, okazały się śmiertelne. Ten nowojorski, z września, był pierwszym odnotowanym w stanie od dekady.