Tony mieszkał z Albertem od ponad 30 lat. Po tym, jak kupił go na wystawie gadów w Ohio, wydał $120 tys. na budowę dodatkowego pokoju dla aligatora. Gad miał do dyspozycji własne oczko wodne z wodospadem czy podgrzewaną podłogę. Do tego mnóstwo poduch i zabawek. - On jest jak duże dziecko – przekonuje 64-latek, który ma mnóstwo zdjęć Alberta odpoczywającego na poduchach, śpiącego z pluszowym aligatorem w pysku czy przytulonego do jego psa.
Cavallaro zapewnia, że gad nigdy nie wykazywał agresji w stosunku do ludzi czy zwierząt. Czas z Albertem, nawet na wspólnych kąpielach, spędzały jego dzieci czy znajomi. Gdy rodzina wyjeżdżała na wakacje, aligatorem opiekowała się 84-letnia matka Tony’ego. - Siadała w jego pokoju i czytała książkę, a on trzymał głowę na jej stopach – mówi 64-latek.
Urzędnicy DEC widzą to jednak inaczej. Zarzucili Cavallaro, że po tym, jak w 2021 r. wygasło jego pozwolenie na posiadanie zwierzęcia, nie dostosował się do zmienionych w 2020 r. przepisów i nie zabezpieczył odpowiednio wybiegu Alberta, ubiegając się o nową licencję. W ubiegłym tygodniu przysłali inspektorów, którzy okazali nakaz przejęcia gada, zakleili mu pysk i wpakowali do ciężarówki. DEC nie powiedział mężczyźnie, gdzie trafił jego pupil. Cavallaro wierzy, że z pomocą adwokatów uda mu się odzyskać Alberta. Kibicuje mu ponad 120 tys. osób, które podpisały internetową petycję i przygotowały koszulki „Uwolnić Alberta!”.