W restauracji „Podhalanka” ze ścian na gości spoglądał z portretów nieżyjący już członek Izby Reprezentantów z Illinois Dan Rostenkowski i papież Jan Paweł II. Były także dziesiątki pocztówek z całego świata przesłanych do właścicielki restauracji, Heleny Madej, przez jej przyjaciół i klientów. Podziwiać je można było do piątku 23 sierpnia. W zeszłym tygodniu pani Helena podała swoje ostatnie talerze pierogów i miski pysznego, domowego, czerwonego barszczu, a w niedzielę wsiadła do samolotu lecącego do Krakowa, gdzie przeniosła się na stałe.
Madej nie ukrywa, że decyzja o opuszczeniu Chicago nie była łatwa. Przede wszystkim ze względu na ludzi. - W życiu nie spotkałam złej osoby. Ludzie nie są źli, jeśli jesteś otwarty na nich, oni będą otwarci na ciebie. Zawsze starałam się pomagać każdemu. Jeśli ktoś był głodny, nigdy mu nie odmawiałam. W Polsce jest takie powiedzenie: serce buduje serce – powiedziała pani Helena. – Chcę bardzo podziękować moim klientom. Przez te wszystkie lata bardzo mnie wspierali – dodała.
Dan Pogorzelski, historyk, wieloletni klient restauracji i przyjaciel właścicielki oraz działacz społeczny i polonijny, przyznaje, że wsparcie było widać choćby w czasie pandemii koronawirusa. - Podjęto skoordynowane wysiłki, aby utrzymać restaurację w biznesie. Ludzie z całych Stanów Zjednoczonych pomogli, a prośby zachęcające ludzi do zamawiania potraw z „Pohalanki” ukazały się w amerykańskich mediach – mówi nam Daniel.
Pogorzelski przyznaje, że dla niego zamknięcie restauracji to bardzo przykra wiadomość. - Helena Madej była taką naszą „polską babcią z Wicker Park”, którą każdy zawsze chciał mieć. Wiele lat temu, na szyldzie przed „Podhalanką” była namalowana przepiękna panorama Tatr. Niestety większość gór wyblakła, ale szczyty są nadal widoczne - mówi nam Pogorzelski.
Szczyty gór to nie przypadek. Helena Madej urodziła się w Gdowie, około 25 mil na południe od Krakowa. Na krótko przyjechała do Chicago na początku lat 70. do krewnych i wróciła na początku lat 80., aby zamieszkać tu na stałe. 1 lipca 1986 r. przejęła polską restaurację przy 1549 W. Division St., prowadzoną od pięciu lat przez jej starszego brata. Nazwała ją „Podhalanka”.
Restauracja sąsiadowała wówczas z pięcioma barami w tzw. Trójkącie Polskim, skrzyżowania i placu utworzonego przez Division Street oraz aleje Milwaukee i Ashland. W okolicy obok siebie funkcjonowały polskie delikatesy, a polskie tawerny ciągnęły się wzdłuż Division Street, nazywanej wtedy „Polskim Broadwayem". W „Podhalance” nie brakowało klientów, spragnionych domowych pierogów, placków ziemniaczanych czy gołąbków, w których specjalizowała się pani Helena. Jej sąsiedzi zamykali biznesy, a jej lokal trwał i był ostatnią polską restauracją działającą na terenie Trójkąta Polskiego. Czy razem z panią Heleną zniknie bezpowrotnie?
Pogorzelski zdradza, że jest światełko nadziei. - Jest człowiek zainteresowany kontynuowaniem działalności restauracji razem z wnukiem Heleny Madej. Mają oni błogosławieństwo od Heleny, ale nie wiadomo czy dojdą do porozumienia z właścicielką budynku, gdzie jest restauracja – mówi nam Daniel. - Jest też możliwość otworzenia Podhalanki w innej okolicy. To była by prawdziwa tragedia, gdyby miejsce to zniknęło z Trójkąta Polonijnego – stwierdza. Wierni klienci pani Heleny i jej „Podhalanki” zapewne zgodzą się z tymi słowami.