Departament Sprawiedliwości chce, by proces byłego prezydenta o nielegalne gromadzenie tajnych dokumentów w jego posiadłości na Florydzie ruszył 11 grudnia. W poniedziałek późnym wieczorem do sądu wpłynął wniosek prawników Donalda Trumpa o odroczenie sprawy na nieokreślony termin. Jak wskazali we wniosku sprawa jest „niezwykła”, obejmuje dużą ilość dokumentów i materiałów filmowych, z którymi trzeba się zapoznać. - „Wniosek rządu o rozpoczęcie procesu na tak dużą skalę w ciągu sześciu miesięcy od postawienia w stan oskarżenia jest nierozsądny, wymowny i doprowadziłby do pomyłki sądowej" - czytamy w dokumencie złożonym przez Chrisa Kise'a, jednego z prawników Trumpa.
To jednak niejedyna kwestia, która motywuje ekipę byłego prezydenta. Jego prawnicy nie ukrywają, że chodzi także o kampanię. - „Sąd przewodniczy teraz oskarżeniu wysuniętemu przez administrację urzędującego prezydenta przeciwko jego głównemu rywalowi politycznemu, który sam jest głównym kandydatem na prezydenta Stanów Zjednoczonych" – argumentowali we wniosku, twierdząc, że byłoby „niesprawiedliwym” dla Trumpa musieć bronić się przed oskarżeniem jednocześnie walcząc o prezydenturę.
Adwokaci Trumpa będą mierzyć się z 38 zarzutami dotyczącymi m. in. złamania zapisów ustawy o szpiegostwie. Kolejnym wyzwaniem będzie też drugi czekający byłego prezydenta proces, w którym usłyszał 34 zarzuty. Sprawa przed sądem na Manhattanie o fałszowanie dokumentacji firmy w celu ukrycia płatności dla aktorki porno Stormy Daniels (44 l.) rozpocząć ma się 25 marca 2024 r., a więc już po pierwszej serii prawyborczych głosowań w Stanach.
Co ciekawe, choć Trump ma wciąż blisko 20 proc. przewagi nad głównym rywalem Ronem DeSantisem (45 l.), to zdaniem wielu wyborców jest winny zarzucanych mu czynów. Według badania Politico/Ipsos, w sprawie dotyczącej tajnych akt twierdzi tak 49 proc. badanych, w tej o oszustwo – 48 proc. 62 proc. uważa, że proces federalny powinien odbyć się przed zaplanowanymi na listopad 2024 r. wyborami.