Świadkowie tej tragedii w rozmowie z lokalnymi mediami, mówili, że nagle zobaczyli pomarańczowo czerwoną kulę ognia. Tak wyglądać miał helikopter, który zaledwie chwilę wcześniej uderzył w mierzącą około 1000 stóp wieżę radiową w okolicy Engelke Street i Ennis Street w Houston. Do wypadku doszło około godz. 8 pm i jak poinformowały władze miasta brał w nim udział śmigłowiec R44, który najpewniej wystartował z Ellington Field, znajdującego się około 15 mil dalej.
Na miejsce katastrofy dość szybko dotarła straż pożarna, która ugasiła maszynę i zabezpieczyła okolicę. Na pomoc pasażerom śmigłowca niestety było już za późno. Policja z Houston potwierdziła późnym wieczorem, że na pokładzie maszyny znajdowały się cztery osoby, w tym dziecko. Nie potrafiła jednak podać wieku ani tożsamości ofiar. Mundurowi potwierdzili, że śmigłowiec był prywatny. - Nie wydaje się, by ucierpiał ktokolwiek na ziemi – przekazali podczas konferencji. Zaapelowali też do mieszkańców okolicy, by zgłaszali się jeśli znajdą na swojej posesji cokolwiek, np. fragmenty maszyny, co mogłoby pomóc w śledztwie.
Wyjaśnianiem przyczyn wypadku zajmie się Federalna Administracja Lotnictwa (FAA) i Krajowa Rada Bezpieczeństwa Transportu (NTSB).