Konsulat RP w NY pomoże w pochówki gwiazdora Czerwono-Czarnych

2022-11-05 19:27

Kiedyś jego przebój „Wakacje z blondynką" śpiewała cała Polska, a teraz nie ma go kto pochować. Maciej Kossowski (+85 l.), muzyk i były wokalista zespołu Czerwono-Czarni 30 października zmarł w samotności w szpitalu New York-Presbyterian/Weill Cornell Medical Center na Manhattanie. W pomoc przy jego pochówku zaangażował się polski konsulat.

Wiadomość o śmierci artysty ujrzała światło dzienne dzięki Paulowi Radelatowi, który od 30 lat był przyjacielem i sąsiadem polskiego muzyka. Wedle Paula artysta nie zostawił żadnego testamentu, ani nie ustanowił żadnego pełnomocnika w razie śmierci. Choć był kiedyś żonaty z Japonką, z którą ma syna mieszkającego na Hawajach, nie utrzymywał z nimi kontaktu. Jego pełne pamiątek mieszkanie na Manhattanie zostało zapieczętowane i mają do niego dostęp jedynie miejscy urzędnicy. - Odszedł w samotności, bez rodziny i przyjaciół. Jedynymi ludźmi, którzy go odwiedzali był lekarz szpitalny i ja. Pięć lat temu przez przypadek odkryłem, że byłem jedyną osobą, z którą miał kontakty towarzyskie w mieście - powiedział nam sąsiad muzyka.

- Maciej mieszkał na 36 piętrze, kochał ten widok na Nowy Jork, który nazywał swoim miejscem na ziemi. Mieszkał sam z ukochanym kotem. Widywałem się z nim przeciętnie raz w miesiącu, dzwonił do mnie po wsparcie techniczne do swoich komputerów – mówi nam Paul. O tym, że pan Maciej od miesiąca przebywał w szpitalu dowiedział się przez przypadek, w poprzedni wtorek, gdy wezwał go tam lekarz. Artysta był w bardzo złym stanie. - Nie wiedziałem, że jest tak dużo starszy ode mnie, bardzo dobrze się trzymał, wyglądał niesamowicie młodo. W 2019 roku przeszedł ciężką chorobę, nigdy nie wrócił do pełnej formy, ale radził sobie jak potrafił – dodaje sąsiad muzyka.

Największą pasją Kossowskiego była gra na trąbce, a śpiewanie popularnych szlagierów z grupą Czerwono-Czarni, gdzie od 1964 do 1967 r. był solistą, nie było tym, co chciał robić w życiu jako muzyk. W latach 70. wyemigrował więc do USA, gdzie występował jako Michael „Mike” Cossi. Przez pięć lat kierował zespołem występującym w luksusowym Milford Plaza Hotel na Broadwayu.

Wieść o śmierci Kossowskiego zaskoczyła środowisko. - Nie utrzymywałem z nim kontaktów. Po przyjeździe do Stanów odseparował się całkowicie od Polonii. Zmienił nazwisko i znikł nam z pola widzenia. Miał przyjaciela Polaka w Kanadzie i przyjaciela w Polsce, z którym snuł plany na temat trasy koncertowej w kraju. Tyle wiem. Nie znam powodów jego autoseparacji - powiedział nam znany polonijny jazzman saksofonista Krzysztof Medyna.

Konsulat Generalny RP w Nowym Jorku poinformował, że od 2 listopada, gdy dowiedział się o śmierci artysty, jest w kontakcie z nowojorskim Biurem Koronera oraz szpitalem. - Popieramy wszelkie działania Polonii, które zmierzają do godnego pochówku i służymy w tym zakresie wsparciem. Wraz z instytucjami amerykańskimi ustalamy również czy pan Maciej Kossowski posiadał jakichkolwiek bliskich, którzy z mocy prawa mają pierwszeństwo w decyzji o pochówku - powiedział nam wicekonsul Stanisław Starnawski.