Joe Biden (80 l.) był 13. i ostatnim amerykańskim prezydentem, który miał szansę poznać Elżbietę II. Upamiętnił królową w oświadczeniu wydanym razem z żoną Jill (71 l.), w którym nazwali zmarłą monarchinię „mężem stanu o niezrównanej godności i stałości, który pogłębił fundamentalny sojusz między Wielką Brytanią a Stanami Zjednoczonymi" i przyznali, że „zdefiniowała erę". Bidenowie udali się później do brytyjskiej ambasady w Waszyngtonie, gdzie wpisali się do księgi kondolencyjnej. - Łączymy się w żałobie z wami wszystkimi. Była wielką damą – powiedział prezydent pracownikom ambasady.
Joe Biden nakazał opuszczenie flag na rządowych budynkach do połowy masztów. Wysłał również kondolencje rodzinie królewskiej. Tak, jak każdy z jego żyjących poprzedników – Jimmy Carter (98 l.), George W. Bush (76 l.), Barack Obama (61 l.) i Donald Trump (76 l.). Barack Obama i jego żona, Michelle, oświadczyli, że uczyniła „rolę królowej swoją własną - z panowaniem zdefiniowanym przez grację, elegancję i niestrudzoną etykę pracy". George W. Bush nazwał ją „kobietą o wielkim intelekcie, uroku i dowcipie", a Jimmy Carter powiedział, że „godność, łaskawość i poczucie obowiązku" Elżbiety II były inspirujące.
Na wieść o śmierci królowej zareagowały też władze Nowego Jorku, gdzie flagi również zostały opuszczone do połowy masztów. Na nowojorskiej giełdzie uczczono Elżbietę II minutą ciszy. Okolicznościowe podświetlenie rozbłysło też na Empire State Building. Poruszenie okazali też jednak nowojorczycy, którzy ruszyli z kwiatami pod brytyjskie lokale w West Village. Przy herbacie w kawiarni Tea and Sympathy wspominali królową z Brytyjczykami. Podobne gesty oglądać było można w wielu amerykańskich miastach. Trawnik przed ambasadą Wielkiej Brytanii w Waszyngtonie, DC, utonął w kwiatach i flagach.