Gdy Jeffrey Epstein popełnił samobójstwo w sierpniu ub.r. na jaw wyszły wszystkie mroczne sekrety, które skrywał, a także jego rozwiązłe życie. Miliarder przyjaźnił się z wieloma wpływowymi politykami i celebrytami, z którymi jeździł na luksusowe wakacje, ale też zapraszał ich na swoją wyspę, gdzie dochodziło do orgii z udziałem nieletnich. Gdy policja zaczęła lustrować zmarłego miliardera, okazało się, że jednym z bywalców jego wyspy był Bill Clinton. Były prezydent USA zarzekał się, że nigdy nie był na wyspie Epsteina. Co prawda twierdził, że podróżował prywatnym odrzutowcem zmarłego pedofila „Lolita Express”, ale upierał się, że na samej wyspie Little St. James nigdy go nie było.
Wszystko wskazuje na to, że kłamał, bo głos zabrał 70-letni świadek. Steve Scully wyznał twórcom dokumentu „Jeffrey Epstein: Filthy Rich”, że zauważył Clintona i Epsteina na ganku willi. 70-latek twierdzi, że widział też innych „ważnych ludzi” na wyspie podczas wizyty Clintona, ale według raportu w tej sprawie nikogo tam z wymienionych przez Scully’ego nie było.