Ława przysięgłych nie miała wątpliwości – Paul Haggis powinien srogo zapłacić za krzywdę, którą wyrządził kobiecie. Para poznała się w 2010 r. podczas pracy na planach filmowych. Z dokumentów sądowych wynika, że po jednej z imprez w 2013 r. reżyser zaoferował publicystce podwiezienie do domu i zaprosił ją do swojego mieszkania na Manhattanie na drinka. Kobieta przyznała, że Haggis zmusił ją do seksu oralnego i zgwałcił mimo jej błagań. Sam filmowiec uważa, że odpowiadał jedynie na zaloty kobiety i choć czasem wydawała się „konfliktowa”, sama zainicjowała seks oralny i pocałunki. Jak stwierdził, nie mógł sobie przypomnieć, czy doszło między nimi do stosunku.
Kobieta złożyła pozew pod koniec 2017 r. Podczas trzytygodniowego procesu ławnicy przeanalizowali wiadomości między kobietą a jej znajomymi, w których opowiadała o zajściu. Eksperci debatowali także nad zdolnością Haggisa do przeprowadzenia rzekomego ataku, ponieważ zaledwie osiem tygodni wcześniej przeszedł poważną operację kręgosłupa. W sądzie padły również zeznania na temat Kościoła scjentologów, którego Haggis był wyznawcą, jednak oficjalnie odszedł z niego w 2009 r. Obrońcy twierdzili, że to właśnie Kościół mógł mieć coś wspólnego z pozwem, ponieważ rzekomo postawił sobie za cel zdyskredytowanie reżysera.
Po dniu obrad ławnicy stwierdzili, że zeznania kobiety są prawdą. Filmowiec musi wypłacić publicystce $7,5 mln odszkodowania. Ponadto ławnicy mają ustalić w poniedziałek dodatkowe odszkodowanie w procesie karnym.
– Zamierzam nadal, z moim zespołem, walczyć o oczyszczenie mojego imienia – powiedział pod budynkiem sądu Haggis, któremu towarzyszyły trzy córki.
