To jedno z tych polonijnych spotkań, które na długo pozostają w pamięci uczestników - pełne emocji, radości, wzruszeń i gestów wdzięczności, mówiących więcej niż słowa. W niejednym oku pojawiły się łzy. Samotni Polacy z Chicago i okolic przyszli tego dnia nie tylko po opłatek czy świąteczną paczkę, ale przede wszystkim po chwilę bliskości, rozmowę i poczucie, że ktoś o nich pamięta i troszczy się o nich.
ZOBACZ TEŻ: W Chicago jak na Podkarpaciu! „Do pierogów zawsze wkładamy monetę”
Uroczystość celebrował proboszcz Bazyliki św. Jacka, ks. Stanisław Jankowski, który rozpoczął spotkanie modlitwą. W organizację Wigilii, jak co roku, włączyli się m.in. Klub Przyjaciół Ełku, Chicagowski Klub Motocyklowy Sokół Riders, inne polonijne organizacje oraz dziesiątki wolontariuszy. W części artystycznej wystąpili młodzi wykonawcy z Polonijnej Akademii Muzyki PASO, którzy swoim świątecznym repertuarem wnieśli do sali mnóstwo ciepła, uśmiechu i nadziei.
– Większość z nas, wolontariuszy, pomaga w Wigilii od lat. To stała, zgrana ekipa. Ja sama nie pamiętam nawet, od kiedy jestem w to zaangażowana – zdradziła nam jedna z wolontariuszek Lili Totten, przyznając, że ta świąteczna celebracja pozwoliła uczestnikom choć na chwilę „zdjąć z ramion ciężar samotności”.
Ta wspólna chwila przypomniała nam wszystkim, że nikt tego dnia nie powinien być sam przy wigilijnym stole. I o to chyba chodzi, bo dobro, nawet najmniejsze, potrafi ogrzać bardziej niż tysiąc światełek
– dodała i przyznała, że od kilku lat płacze, słysząc „Kolędę dla nieobecnych”. - Wielu ludzi się przy niej wzrusza. Często płaczą też przy dzieleniu się opłatkiem — zdradziła Lili.