- Jak udaje się pani łączyć obowiązki dyrektora Polskiej Szkoły w Chicago z pasją do gotowania?
- Jest takie powiedzenie, że jeżeli się robi to, co się kocha, to człowiek nigdy nie pracuje. Rola dyrektora polonijnej szkoły to coś więcej niż tylko praca. To jest styl życia. Nie ma ustalonych godzin, czasami telefony dzwonią o najpóźniejszych porach. Oczywiście, doba ma tylko 24 h, ale udaje mi się ją czasem ,,naciągnąć”.Gotowanie i czas w kuchni to dla mnie rodzaj terapii.
- Czy kuchnia i tradycje kulinarne są częścią życia szkoły i jej wydarzeń?
- Nie mogłoby być inaczej! Jeszcze będąc nauczycielem uwielbiałam prowadzić z dziećmi zajęcia kulinarne. Polska kuchnia i polskie potrawy to część naszej kultury, a nasze „polskie smaki” to sposób na przekazywanie dzieciom i młodzieży naszego dziedzictwa. Natomiast taki prawdziwy „festiwal” polskiej kuchni to jest szkolna wigilia. Dbamy o to, aby podczas uroczystości pojawiły się tradycyjne wigilijne potrawy, jak pierogi czy ryba. Na stołach nakrytych białymi obrusami, zgodnie z tradycją leżą opłatki, pachnie sianko i nawet największe niejadki zajadają się polskimi specjałami!
Kolejna piękna tradycja to wspólne pieczenie pierników. Tydzień przed świętami spotykamy się z nauczycielami u mnie w domu, aby przygotować pierniczki, które później można zakupić na naszym szkolnym kiermaszu. Tak więc bycie dyrektorem nie wyklucza pasji do pieczenia. Wprost przeciwnie! Poza tym, polskie przysłowie mówi: „przez żołądek do serca”. Ale czy trafiam do tych serc, to już muszą się wypowiedzieć moi nauczyciele, rodzice i uczniowie.
- Jak pani obchodzi Boże Narodzenie w Chicago?
- Tradycyjnie! Jest choinka, obowiązkowo postawiona naprzeciwko okna. Jest stół nakryty białym obrusem, jest zawsze 12 potraw. Od rana lepimy z córką pierogi, cały dom pachnie grzybami i kompotem z suszonych owoców. Trzeba pamiętać, żeby w wigilię do domu pierwszy wszedł mężczyzna, bo to przynosi szczęście na cały rok! O tę tradycję już dbamy wspólnie z sąsiadami. Wprawdzie na mojej ulicy nie mieszka wiele polskich rodzin, ale wszyscy znają polskie tradycje! Pamiętam jakież było zdziwienie, kiedy sąsiad przyniósł nam pieczoną wieprzowinę, a ja powiedziałam, że my w Wigilię nie jemy mięsa. Od tej pory już zawsze o tym pamięta.
- Jakie potrawy pojawiają się najczęściej na pani stole w USA podczas Wigilii?
- Lista potraw jest stała i niezmienna i przygotowuję je tak, jak moja mama to zawsze robiła. Najpierw jest żurek z dużą ilością grzybów, barszcz czerwony z uszkami, zupa grzybowa koniecznie z borowików i zupa grochowa. Następnie na stół wjeżdżają pierogi: ruskie, czyli z ziemniakami i białym serem, z kapustą i grzybami i tradycyjne dla mojego regionu, czyli Podkarpacia, pierogi z suszonymi śliwkami. Jemy je raz do roku i każdy z niecierpliwością na nie czeka. Oczywiście do tych pierogów z suszonymi śliwkami wkłada się monetę. Kto ją znajdzie, no to wiadomo! Będzie bogaty! Po pierogach czas na rybę w różnych odsłonach. Jest smażona, podawana z ziemniakami i surówką, koniecznie z kiszonej kapusty, są śledzie i ryba po grecku. A na deser oczywiście domowy makowiec, kompot z suszonych owoców i korzenne pierniki.
- Czy zauważa pani różnice między świętami obchodzonymi w Polsce a tymi w Stanach Zjednoczonych?
- Oczywiście! Najważniejszą chyba różnicą jest pośpiech. Choinka, którą ubiera się miesiąc wcześniej i tak naprawdę już tak nie cieszy…. Prezenty, które nigdy nie wynagrodzą bliskości. Chociaż u mnie w domu święta są bardzo tradycyjne, to wciąż tęsknię za tymi polskimi.
- Jak wyglądały święta w pani rodzinnej wiosce w Polsce?
- Cieszę się, że pamięta pani, że pochodzę ze wsi. Ciągle to podkreślam i jestem z tego dumna. Wprawdzie nie mogę publicznie powiedzieć, że to jest najpiękniejsze miejsce na ziemi, ale dla mnie takie właśnie jest! W tym miejscu pozwolę sobie pozdrowić wszystkich mieszkańców wsi Bączal Górny! Święta od wielu pokoleń to ściśle przestrzegane tradycja. Przed wigilijną kolacją najpierw dziadziu, a później tato szedł do stodoły po świeże siano, które kładło się na stole. Po skończonej kolacji z tego siana wyciągało się źdźbła, które było najdłuższe, ta osoba będzie miała najdłuższe życie. Na stole obowiązkowo biały obrus, zresztą tego bardzo ściśle przestrzegam. Modlitwę przed wigilią zawsze rozpoczynała mama. Natomiast dzielenie się opłatkiem rozpoczynali rodzice, a po skończonej Wigilii tato szedł do stajni, żeby podać opłatek zwierzętom. Pamiętam, że zawsze chciałam iść z nim, żeby posłuchać czy zwierzęta naprawdę mówią ludzkim głosem. O północy oczywiście Pasterka i kościół wypełniony po brzegi. Łezka się w oku kręci….
- Jakie tradycje były dla pani najważniejsze i najbardziej wzruszające?
- Najbardziej wzruszające było i jest zawsze puste miejsce przy stole. A to puste któregoś dnia w moim rodzinnym domu się zapełniło! Moja mama zaprosiła rodzinę, której ojciec zmarł przed Wigilią. Pamiętam ogromną radość dzieci, gwar, wspólne śpiewanie kolęd. To była najpiękniejsza Wigilia!
- Czy pamięta pani szczególne potrawy, które przygotowywała rodzina na Wigilię?
- Oczywiście że pamiętam! To były właśnie pierogi z suszonymi, a właściwie wędzonymi śliwkami. Pamiętam specjalne rusztowanie z drewna, które przygotowywał mój dziadziu i wędził te śliwki na świeżym powietrzu, tak jak wędzi się wędliny. One później na tym rusztowaniu zostawały jeszcze i „dosychały” na słońcu, a potem wkładało się je do dużych szklanych słoi i przesypywało cukrem. Takich śliwek dzisiaj szukać na próżno.
- Która z polskich potraw wigilijnych jest pani ulubioną?
- I tu znowu się powtórzę. Są to zdecydowanie pierogi z suszonymi śliwkami. Bardzo lubię też zupę grzybową, koniecznie z łazankami. Zawsze mroziliśmy dużo grzybów, koniecznie prawdziwków i później gotowało się zupę. Potrawy wigilijne mają ten wyjątkowy smak, za którym tęskni się cały rok.
- Czy ma pani własny, wyjątkowy przepis, który zawsze przygotowuje na święta?
- Mam ich kilka. Moje dzieci czekają na chleb, który my nazywamy ,,bułką.” Jest to białe pieczywo, coś w rodzaju chałki, które zawsze robię na święta. Nie podam przepisu, gdyż wszystko robię „na oko”, ale dodaje się tam trochę cukru, roztopione masło, jajka. Przed pieczeniem zawsze smaruje roztrzepanym jajkiem i posypuje makiem. Już mi ślinka cieknie! Tak jak wspomniałam wcześniej, wszystkie potrawy przygotowujemy samodzielnie. A nauczyłam się ich od mojej mamy. A jeżeli chodzi o przepis, to zdradzę sekret na bardzo dobre kruche ciasto. Pamiętajmy, że to ciasto nie lubi ciepła ludzkich rąk! Wszystkie składniki muszą być z lodówki, oprócz mąki. A więc: 3 szklanki mąki, kostka prawdziwego masła, 3 żółtka, niepełna szklanka cukru kryształu, cukier waniliowy, skórka otarta z cytryny, duża łyżka kwaśnej śmietany. Można dać odrobinkę proszku do pieczenia. Z tego zarabiamy ciasto. Moja mama zawsze siekała je nożem i później bardzo szybko zagniatamy rękami. Można z tego upiec ciasteczka, wtedy takie ciasteczko smarujemy roztrzepanym białkiem i posypujemy grubym cukrem. Można część ciasteczek upiec z dziurkami i później przełożyć ulubionym dżemem lub powidłem. Jeżeli robimy to ciasto jako spód np. do szarlotki to trzeba je nakłuć obficie widelcem i włożyć na 15 minut do nagrzanego piekarnika, temperatura 360 F. Pychota!
- Jakie dania cieszą się największym powodzeniem wśród pani znajomych i rodziny w Chicago?
- W moim domu obowiązkowa sałatka jarzynowa! Wiem, nie jestem oryginalna. Ale my ją po prostu uwielbiamy! I tutaj też przepisu nie będzie, ponieważ w każdym domu się robi inaczej. Ja do sałatki nie dodaje gotowanych ziemniaków, jabłek ani cebuli. Musi być za to dużo dobrego majonezu.
- Przekazuje pani te tradycje kulinarne i świąteczne młodszym pokoleniom Polonii w swojej szkole. To są specjalne lekcje?
- Tak jak wspomniałam wyżej, są to kulinarne lekcje, są to tradycyjne potrawy podawane na szkolnej Wigilii. Szczególnie przed świętami ważne jest, aby dzieci dzieliły się swoimi spostrzeżeniami i smakami. Nauczyciele organizują lekcje o tradycjach świątecznych, których jednym z najważniejszych elementów są właśnie potrawy. Mamy też w szkole kafeterię i często na lunchu pojawiają się polskie akcenty. Na szczęście w wielu domach gotuje się polskie potrawy! Dzieci je doskonale znają i mają swoje ulubione.
- Czy uczniowie szkoły mają okazję poznawać polskie zwyczaje świąteczne poprzez warsztaty lub wspólne spotkania?
- Jak najbardziej! Jako nauczyciel i dyrektor szkoły jestem zdecydowaną zwolenniczką nauki przez doświadczenie i działanie. Każde święta, nie tylko Bożego Narodzenia, ale i Wielkanoc, to u nas prawdziwe wydarzenia. Organizujemy kiermasze świąteczne, dzieci na lekcjach wykonują pod kierunkiem nauczycieli ozdoby choinkowe. „Wielkie warsztaty świątecznych ozdób” to kolejna piękna tradycja, którą pielęgnujemy w Polskiej Szkole im. Marii Skłodowskiej-Curie. Na Wielkanoc prowadzę osobiście warsztaty robienia kwiatów z bibuły. Nasi uczniowie uczestniczą również w warsztatach tradycyjnego dekorowania pisanek woskiem. Tradycja to niewątpliwie ważny element życia naszej szkoły.
- Jakie znaczenie mają dla pani święta – bardziej rodzinne, kulinarne czy duchowe?
- Myślę że tego nie można oddzielić, ponieważ te trzy aspekty przenikają się i uzupełniają. Wspólne gotowanie i pieczenie to okazja do rozmów, wspomnień i żartów. To zacieśnianie więzi rodzinnych. Z kolei rodzinne wyjście do kościoła to też nieodłączny element i tradycja świąt w moim domu. Taka refleksja na koniec: człowiek z biegiem lat zdaje sobie sprawę, że najważniejsze jest to, czego nie można zobaczyć gołym okiem. To ta ulotna atmosfera, którą tworzą domownicy, wspólnie krzątający się, aby dom wyglądał odświętnie, żeby potrawy smakowały wyśmienicie… i żeby na czas zdążyć do kościoła. I tego właśnie Wam, Drodzy Czytelnicy, życzę! Żeby w Waszych domach nie zabrakło atmosfery wzajemnego zrozumienia, miłości i spokoju. A wtedy święta będą naprawdę piękne!
Rozmawiała Marta J. Rawicz