- Nazwisko Grzywinski w twoim przypadku nie jest mylące – masz polskie korzenie.
- Tak! Babcia mojego ojca urodziła się w Polsce i wyemigrowała do Brooklynu, kiedy była nastolatką. Dziadek mojego ojca urodził się w Nowym Jorku jako wnuk polskich i niemieckich imigrantów. Moi dziadkowie i mój ojciec wszyscy mówią lub mówili po polsku, ale niestety, ja nie nauczyłem się tego języka jako dziecko, czego bardzo dzisiaj żałuję. Dorastałem, jedząc wiele tradycyjnych polskich potraw, które gotowała moja ukochana babcia i jako dziecko chodziłem do polskiego kościoła rzymskokatolickiego.
- Jak to się więc stało, że zostałeś zaprezentowany wśród wybitnych włoskich projektantów w Konsulacie Włoskim podczas Tygodnia Designu?
- Mieszkałem w Mediolanie i w Rzymie w przeszłości i mam silny związek z tamtejszą kulturą oraz z mieszkańcami. Kultura, historia, sztuka i estetyka tego kraju odegrały znaczącą rolę w moim rozwoju jako architekta wnętrz. Nadal często współpracuję z włoskimi producentami i twórcami w moich projektach, które realizuję na całym świecie. Miałem też zaszczyt odwiedzić wiele fabryk i innych obiektów produkcyjnych we Włoszech. Jestem też wielbicielem rzemiosła, historii i dziedzictwa włoskiego designu, ale także zdolności włoskich artystów do ciągłej innowacji przy jednoczesnym pozostawaniu wiernym temu, co jest autentycznie włoskie. Mam również bliskie relacje z firmą Archiproducts, która współorganizowała to wydarzenie razem z Konsulem Generalnym Włoch w Nowym Jorku. Często moje prace były tam prezentowane, nie raz brałem też udział w panelach organizowanych przez nich i byłem w jury.
- Mieszkasz w Nowym Jorku, gdzie masz własne studio projektowe. Na czym się skupiasz?
- Jestem dyrektorem i współzałożycielem Grzywinski + Pons, mam studio architektoniczne i projektowe w Nowym Jorku. Stworzyliśmy różnorodne projekty budowlane, w tym zlecenia w zakresie handlu detalicznego, komercyjnego, hotelarstwa i mieszkalnictwa, dla międzynarodowych klientów, co jest wspaniałe, ponieważ uwielbiam podróżować. Jako architekt, szczególnie interesuję się tworzeniem miejsc, zarówno w ramach projektów od podstaw, jak i ich adaptacyjnego wykorzystania. Kilka naszych projektów było lub jest obecnie realizowanych w dzielnicach Londynu, Manchesteru, Edynburga, Berlina, Kopenhagi, Seattle, Los Angeles, Houston, a także, rzecz jasna, Nowego Jorku. Nasze projekty często miały ogromny wpływ na stymulowanie rozwoju tych społeczności, jednocześnie wykorzystując duszę i charakter tych miejsc.
Polecany artykuł:
- Jak zostałeś projektantem?
- Zawsze lubiłem się uczyć i miałem ogromną ciekawość czytania i interesowałem się tyloma rzeczami, że trudno mi było zdecydować się na jeden kierunek studiów. Jako dziecko również uwielbiałem rysować, malować i robić zdjęcia. Próbowałem się skoncentrować na czymś, co włączałoby jak najwięcej moich rozproszonych zainteresowań, a jednocześnie dawało satysfakcję z „tworzenia rzeczy”, ostatecznie zawęziłem swoje dwie potencjalne ścieżki kariery do robienia filmów lub zostania architektem.
Podczas studiowania obu tych kierunków na uniwersytecie odkryłem, jak bardzo te dwie profesje są do siebie podobne. Ostatecznie jednak, pokusa potencjalnej skali i iluzja trwałości wzięły górę i postanowiłem zostać architektem.
Bardzo lubię pracować w różnych skalach. Mogę projektować duże wieżowce, i myśleć o tym, jak rozwój może wpływać lub nawet tworzyć dzielnice, a także obsesyjnie skupiać się na najmniejszych szczegółach mebli czy wnętrz, które projektuję.
- Jaka jest najtrudniejsza część twojej pracy?
- Myślę, że najbardziej zmagam się z tym, co postrzegam jako niedostateczne, a potem z odpuszczeniem iluzji kontroli. Każdy projekt w realnym świecie jest pełen kompromisów. Niezależnie od tego, czy są one spowodowane regulacjami, na przykład budżetem, czy innymi problemami, dobrą wiadomością jest to, że te zewnętrzne naciski często są katalizatorami dla świeżego podejścia lub nowego pomysłu, którego w innym przypadku mogłem nie mieć. Trudno jest też kiedy rzeczy nie układają się tak dobrze, jak mogłyby lub gdy zostają zmienione, często na gorsze. Mam trudności z odpuszczeniem tego, co widzę jako „jak wiele lepiej mogło być”.
- Czy kiedykolwiek projektowałeś wnętrza dla celebrytów lub osób publicznych?
- Zaprojektowałem budynki i wnętrza, w których celebryci i postacie publiczne byli częścią zespołu, ale jeszcze nie zaprojektowałem domu ani wnętrza do osobistego użytku celebryty. To mogłoby być albo super zabawne, albo bardzo trudne, w zależności od klienta!
- Czym jest dla ciebie projektowanie wnętrz?
- Podchodzę do wnętrz, jako do przedłużenia architektury, której mają być częścią. Myślę, że jako architekt, który także projektuje wnętrza, czuję mniejszą presję, by przy pomocy każdej powierzchni czy elewacji robić wrażenie.
Rozmawiały Marta J. Rawicz i Agata Drogowska
