16-17 października członkowie Kongresu Polonii Amerykańskiej wybrali nowe władze. Wygrało Chicago, skąd pochodzi nowy prezes KPA Hubert Cioromski, ale też kilku innych członków krajowego zarządu. Pierwszym wiceprezesem jest James Robaczewski (IL), Andrzej Niemyjski (AZ) jest wiceprezesem ds. polskich, a Tomasz Kołodziej (DC) wiceprezesem ds. amerykańskich. Rzecznikiem prasowym KPA został Łukasz Dudka (IL). Za sprawy kultury odpowiadać będzie wiceprezes Bożena Kamiński (NY), a edukacji - wiceprezes Alicja Kuklinski (IL). Sprawami finansowymi zajmie się wiceprezes Sylwia Gladkowska (AZ), a za sprawy rozwoju organizacji poprzez nabór nowych członków odpowiadać będzie Joseph Mikołaj Rey (NY). Skarbnikiem została Agnieszka Bastrzyk (IL), natomiast stanowisko sekretarza objął Steve Flor (PA).
Wybór dyrektorów na zjeździe w Chicago otwiera nową kartę w historii KPA. Pierwszy raz w historii, funkcji prezesa nie pełni osoba związana związana z Polish National Alliance. O tym, jak przebiegał zjazd, jakie nadzieje niosą dokonane podczas niego wybory i zadaniach stojących przed KPA rozmawialiśmy z Jolantą Hałaczkiewicz, prezes KPA w Michigan, która przybyła do USA na fali tzw. „emigracji solidarnościowej” w 1983 roku i od początku zaangażowana była w pomoc dla środowisk polonijnych.
- Na czym polegała pomoc Polonii na początku waszego pobytu w USA?
- Przyjechałam do USA z dwójką dzieci, w szóstym miesiącu ciąży. Istniejące do dziś Polskie Radio Rozmaitości zorganizowało wtedy zbiórkę wśród Polonii, żeby nas wesprzeć. Mieliśmy wszystkiego tyle, ile zmieściło się w walizkach. Trochę książek dla dzieci, jakieś zabawki, trochę ciuchów i nic więcej. Cała reszta została w Polsce. Od początku Polonia bardzo nam pomogła. Była wtedy taka grupa polonijna, zrzeszona wokół Klubu Polonia w Wyandotte w Michigan i oni zorganizowali tzw. baby shower dla mnie, co pozwoliło zebrać nam trochę pieniędzy. Wtedy była to suma około $350 i jednocześnie wskazali nam młodego członka Polonii, który właśnie wybierał się na studia i sprzedawał swój samochód, Chevrolet Nova rocznik 1973. Dwudrzwiowy, dziesięcioletni, śmiesznie wyglądający samochód. W tym samych czasie otrzymaliśmy też inną pomoc finansową, za sprawą innej antykomunistycznej organizacji„Pomost”. Dziś już nie istnieje, ale wtedy dobrzy ludzie z tej organizacji zrobili dla nas następną zbiórkę pieniędzy. Uzbierali, też około 300 dolarów. Pamiętam, że nasz pierwszy samochód kosztował $310 i dochodziły do tego różne inne opłaty i praktycznie zużyliśmy na niego pieniądze przekazane nam ze zbiórek. To była ta największa pomoc. Odwdzięczyliśmy się tak, że gdy już nie potrzebowaliśmy tego naszego samochodu, to oddaliśmy go Polakom, którzy przyjechali świeżo do USA i byli bez samochodu. Każdy następny samochód zresztą też. Nie braliśmy za nie żadnych pieniędzy. Po prostu, kiedy kupowaliśmy nowy samochód, stary oddawaliśmy innym imigrantom.
- Od jak dawna aktywna jest pani w Kongresie Polonii Amerykańskiej?
- Nie aż tak długo. Chyba około czterech lub pięciu lat. Niedługo i zupełnie przypadkowo, zaangażowałam się w działalność Kongresu. Byłam członkiem grupy zwanej „Polskie Lobby”, która zajmowała się ratowaniem Orchard Lake. Mamy tutaj w Michigan takie piękne miejsce, które było zakupione i sponsorowane przez lata przez Polaków. To wspaniale położony, w bardzo bogatej okolicy ośrodek z polskim seminarium duchownym imienia SS. Cyryla i Metodego. Obok tego seminarium działał College St. Merry’s i szkoła średnia dla chłopców. Historia tego miejsca jest bardzo ciekawa, ale może o tym opowiem kiedy indziej.
- Mimo, że działa pani w KPA krótko, jest pani prezesem Kongresu na stan Michigan.
- Jestem prezesem Wydziału KPA w stanie Michigan. Trzeba pamiętać, że poszczególne wydziały KPA działają na tej zasadzie, że reprezentują ludność polskiego pochodzenia w całym jednym stanie. Ja zupełnie przypadkowo zostałam tym prezesem. Odchodzący ze stanowiska prezes zastanawiał się czy nie trzeba będzie naszego wydział zamknąć z powodu zmniejszającej się liczby członków. W tym czasie nie było zbyt dużo chętnych osób, chociaż wydział jest bardzo stary, liczy sobie 81 lat i powstał sześć miesięcy po zawiązaniu się głównej organizacji KPA. Kongres powstał w czerwcu 1944 roku, natomiast nasz wydział założony został w listopadzie i zawsze był silnym, sprawnym i bardzo aktywnym wydziałem. Ostatnio jednak trochę się to zmieniło i wtedy podjęłam się, wraz z jeszcze jedną osobą, która aktualnie pełni funkcję wiceprezesa do spraw amerykańskich, że nie możemy dopuścić do zamknięcia naszej organizacji w stanie o tak bogatych tradycjach i trzeciej co do wielkości Polonii. Było głosowanie, na którym zaakceptowano moją kandydaturę, wybrano mnie i tak zostałam prezesem. Na początku ludzie patrzyli na ten wybór z dużo dozą sceptycyzmu, było mi ciężko, ale miałam później okazję udowodnić, że jestem szczerze zaangażowana, sprawy organizacji są dla mnie bardzo ważne i że to nie był zły wybór. Jestem prezesem już drugi rok, funkcje objęłam w marcu 2024 roku. Następne wybory w wydziale będą w marcu 2026 roku i wygląda na to, że będę się ubiegać o reelekcję. Jeżeli zostanę wybrana, to będę kontynuowała to, co robię i w miarę zainteresowania naszych członków poszerzała działalność organizacji.
- Czym wyróżnia się Polonia w Michigan na tle innych stanów?
- Polonia w Michigan jest starą Polonią, nawet powiedziałabym, że bardzo starą. Polonia w Detroit w porównaniu do tej z innych dużych aglomeracji USA jest Polonią „zaściankową” w pozytywnym tego słowa znaczeniu. My mamy swoje zdanie, pewni jesteśmy swoich wartości i nie mamy kompleksów wielkomiejskich. Owszem, Detroit jest dużym miastem, kiedyś nawet bardzo dużym i kiedyś mieszkała tu olbrzymia liczba Polaków. Na środku miasta Detroit jest dzielnica/miasteczko Hamtramck i było to jedno z ostatnich centrum polskości w Detroit. W roku 1977 nasz Wydział Kongresu Polonii Amerykańskiej, kupił budynek w Hamtramck i był on naszą siedzibą, aż do zeszłego roku. Niestety w Hamtramck obecnie już nie ma dużo Polaków, może 3-5 procent. Na ich miejsce wprowadzili się imigranci z Pakistanu, Jemenu i Bangladeszu. Polonia się rozproszyła po całym stanie, ale wciąż jest nas tutaj w okolicy Detroit bardzo dużo. Moim zdaniem Polonia w Michigan jest Polonią bogatą, a wynika to z tego, że w Michigan istniał kiedyś wielki przemysł motoryzacyjny i większość ludzi pracowała w dużych zakładach, w takich jak Ford, GMC, Chrysler. Zarobki w tutejszych fabrykach były bardzo wysokie. Ludzie tutaj słyną z tego, że mają dom blisko miejsca, w którym pracują, a drugi domek jest na północy. Jak wiadomo Michigan jest bogate w jeziora i najmniejsze z nich to Lake Erie, później Huron, Superior i jezioro Michigan. Poza tym lasy, jest gdzie wypoczywać po całym tygodniu pracy. Współczesna Polonia w Michigan jest Polonią wykształconą. Nasi przodkowie, którzy przyjechali do naszego stanu, słynęli z tego, że kładli duży nacisk - szczególne ci, którzy przyjechali tu jako pierwsi - na to, żeby wykształcić następne pokolenie i mieli na to pieniądze.
- A w liczbach? Jak duża jest Polonia w Michigan?
- Jesteśmy trzecim co do wielkości, po Chicago i Nowym Jorku, skupiskiem Polaków w USA. Jest nas dużo, tyle, że jest to tzw. stara Polonia, trzecie i czwarte pokolenie Polaków, często nie mówiące po polsku. Oczywiście jest także i to drugie i pierwsze, ale aktualnie jesteśmy mocno rozproszeni po całym stanie Michigan. Przed wojną Konsulat RP w Michigan liczył ponad 150 pracowników, aczkolwiek Polonia pracująca w wielkich zakładach produkcyjnych przesiąknięta była ideami socjalizmu i czasami dochodziło do napięć. Tutejsze Związki Zawodowe były i są bardzo silnymi organizacjami i mają duży wpływ na swoich członków. To jest jedna rzecz, ale nie zapominajmy również o tym, że Polonia w Michigan była i jest bardzo patriotyczna. Nasze położenie geograficzne i granica z Kanadą, która jest za wodą, wystarczy przejechać most lub tunel i już jesteśmy w kanadyjskim mieście Windsor. Takie sąsiedztwo pozwalało na to, że Polacy mieszkający w Michigan, mieli okazję wziąć udział w walce o niepodległość Polski, w I i II wojnie światowej na długo nim Ameryka włączyła się do wojny. Taka specyfika stanu plus rogate, polskie, dusze sprawiły, że masowo przekraczano granicę i zaciągano się do wojska brytyjskiego, żeby walczyć z nadzieją, że walczy się o Polskę. Dlaczego konsulat w Detroit został zlikwidowany, tego naprawdę nie wiem. Słyszałam różne historie, ale nie wiem, na ile są one prawdziwe. W każdym razie brakuje nam tutaj konsulatu i dobrze byłoby, żeby Polska wróciła do dawnych tradycji.
- Zostawmy już sprawy konsularne i przejdźmy do sprawy wyborów w Kongresie Polonii Amerykańskiej. Jakie są pani wrażenia po zjeździe i wyborze nowych władz?
- Dla mnie były one o tyle ciekawe, że pierwszy raz w historii KPA, ustępował główny prezes i nie ubiegał się o reelekcję. Prezesów w ciągu 81 lat istnienia organizacji nie było za wielu. Aktualny jest chyba piątym. Jakie są moje wrażenia? Mieliśmy nadzieję, że może coś się zmieni. Dalej mamy taką nadzieję i próbuję być optymistką, ale coś nie bardzo to widzę. Z bardzo prostej przyczyny - do nowego zarządu weszli głównie ludzie z Chicago i to jest trochę przykre, ponieważ powinni to być przedstawiciele całej Polonii zrzeszonej w poszczególnych wydziałach. Proszę pamiętać, że najważniejszymi komórkami tej organizacji są wydziały. Składają się z osób indywidualnych i całych organizacji. Jeżeli ktoś wchodzi do zarządu, będąc działaczem jakieś jednej organizacji, to taka osoba nie ma pojęcia jak pracuje wydział i jak ciężko jest go utrzymać. Podam przykład: wydział w Michigan, kiedy ja go przejmowałam miał 67 członków. Teraz mamy 116 indywidualnych członków i 21 organizacji. Musimy dbać nie tylko o pojedynczego członka, nie tylko o organizację, ale musimy być na bieżąco ze wszystkim, co się dzieje w całym stanie.
To jest jedna rzecz. Druga, to nie jestem pewna czy wybór nowego prezesa przyniesie nam takie sukcesy, na jakie większość ludzi liczy, dlatego że nowym prezesem został tzw. dyrektor at large, czyli osoba niepełniąca żadnej specyficznej funkcji w organizacji, czyli taki „minister bez teki”, jak mówi się po polsku. Jest biznesmenem, ale nie bardzo ma pojęcie o ciężkiej pracy wydziałów. No, ale dobrze, naczelny szef firmy nie musi wszystkiego wiedzieć, chociaż wypadałoby. To jest moim największym zmartwieniem. Druga sprawa jest taka, że nie zdecydowaliśmy o wielu zmianach w „by-laws”, czyli zbiorze praw, które ja nazwałabym biblią takich organizacji jak nasza. Czy w związku z tym zmiany, które chcielibyśmy, aby były zatwierdzone, będą zatwierdzone? To się dopiero okaże. Nowy zarząd ma określony czas na opublikowanie tych zmian teoretycznie najszybciej jak można, ale to ciągle się jeszcze nie stało. Czekamy na sprawozdanie sekretarza z tego zjazdu. Ma on czas, ale nie widzę pośpiechu. Będziemy rozmawiać na ten temat jak tylko nowy zarząd wywiąże się ze swoich obowiązków.
- Kandydat na prezesa KPA Tomasz Niemyjski wspominał niedawno o niejasnościach statutowych, przez które sam nie był pewien czy może kandydować na najwyższe stanowisko w organizacji. Mówił, że w pierwszym dniu zjazdu powinno się niejasności rozstrzygnąć. Chyba jednak tak się nie stało?
- Absolutnie nie i chociaż obiecywano nam, to nic z tych obietnic nie zostało zrealizowane. Zjazd prowadzony był przez osobę, która teoretycznie ma przygotowanie do prowadzenia takich imprez. Podzielił się z nami swoim spostrzeżeniem na temat jednego paragrafu, a dokładnie mówiąc artykuł numer 3 paragraf numer 2. Chodzi w nim o czas trwania kadencji członka zarządu. Chodzi o ograniczenie czasowe pełnienia funkcji na przykład Prezesa KPA. Trudno z całą pewnością powiedzieć, że nastąpiły jakieś zmiany. Musimy czekać na sprawozdanie. Na pewno ograniczyliśmy ramy czasowe trwania kadencji Director at large. Nie mogą sprawować funkcji dłużej niż dwa lata, chyba że nowy prezes ich znowu mianuje na następna kadencję. Mieliśmy z tym kłopot, bo nie było to jasno określone do tej pory i kandydatura nowego prezesa była pod znakiem zapytania. Mieliśmy bardzo dużo ciekawych zmian do naszego „by-laws” proponowanych przez poprzedniego wiceprezesa ds. amerykańskich, który jednak zrezygnował z kandydowania. Wycofał się i widocznie uznał, że nam te zmiany nie są potrzebne, bo wycofał swoje propozycje. Zasad jest taka: jeżeli ktoś ma propozycję zmiany, to może też tę propozycję wycofać. On je wycofał i mieliśmy problem, ponieważ liczyliśmy, że niektóre z nich będą poddane głosowaniu, a na zebraniu już nic innego nie można było wprowadzić. Propozycję zmian należało zgłaszać na 60 dni przed zjazdem. Przez to nie do końca rozwiązaliśmy problem directorów-at-large. To było niesprawiedliwe w stosunku do uczestników.
- Program wyborczy nowego prezesa Huberta Cioromskiego niewiele różni się od programu pana Niemyjskiego, który ostatecznie nie kandydował na najważniejsze stanowisko w organizacji. Jakiś komentarz na ten temat?
- Być może wpadli na te same pomysły zupełnie niezależnie i przez przypadek. Nie umiem powiedzieć. Z Tomkiem Niemyjskim i z jego programem miałam bliższy kontakt. Znam Tomka lepiej niż Huberta, o którego istnieniu w Kongresie dowiedziałam się może miesiąc przed wyborami. Tomka działalność obserwuję od dłuższego czasu. Kiedy go poznałam nie był już prezesem Wydziału Arizona KPA. Arizona jest teraz jednym z najliczniejszych i najmocniejszych wydziałów z największą ilością członków indywidualnych. Dzieje się tak w stanie, gdzie nie ma dużo Polonii. To wzbudziło moje zainteresowanie. Nie umiem dużo powiedzieć na temat planów prezesa Cioromskiego. Rozmawiałam z nim tylko raz przez telefon i dokładnie mi o swoich planach nie mówił. Natomiast plany Tomasza Niemyjskiego znane mi są bardzo dobrze i uważam, że są bardzo ciekawe i wprowadzenie ich w życie powinno pomóc całej organizacji. Więc, jeżeli są podobne, to tylko się cieszyć. Jeżeli będą te plany realizowane, to chyba będzie to z korzyścią dla organizacji i tylko trzymać kciuki. Chociaż muszę zaznaczyć, że było dla mnie bardzo dziwne zachowanie większości kandydatów, żeby zamiast planów dla organizacji opowiadać o sobie, swoich rodzicach, dziadkach itp. To nie jest w stylu amerykańskim. Nie powinno tak być. W sumie niby zaczynali coś mówić, ale szybko przechodzili na opowiadanie o sobie, swoich przodkach i historii pobytu ich w stanach. Tak więc, o planach nowo wybranych członków zarządu wiem bardzo mało.
- Opowiadali o sobie przed czy już po wyborach?
- Mówili przed wyborami, bo po wyborach zrobili sobie już tylko wspólne zdjęcia i na tym się skończyło. No, nie jest to mój sposób prezentowania planów i zamierzeń. I będę się musiała im teraz pilnie przyglądać. Jestem generalnie trochę podłamana tak prowadzonym zjazdem i tak prowadzonymi wyborami. Nie wiem czy cokolwiek się zmieni na lepsze, jeżeli dalej będzie tak, jak teraz. To znaczy, walne zjazdy, które mamy co roku, będą wyglądać tak, że w jednym roku podsumujemy działalność i chwalimy się wynikami, a w następnym roku wybieramy nowe władze. Jeżeli zjazdy wyborcze nadal odbywać się będą w Chicago, to dalej niewiele się zmieni i nie będzie to dobre dla organizacji. Za rok będziemy mieli pierwszą próbę i możliwość prawidłowej oceny zarządu i całej organizacji, bo proszę pamiętać za rok mamy wybory w Polsce i tzw. midterms w USA. Jeżeli organizacja taka jak nasza nie będzie widoczna i nie pokaże siły i wpływów, i w Polsce, i w USA, to będzie to oznaczało, że moje uwagi na temat prowadzenia zjazdów i wyborów są słuszne. Jeżeli zabłyśniemy, to będzie to bardzo pozytywny sygnał, że zmienia się na lepsze.
- Usatysfakcjonowana tymi wyborami czy nie, uważa pani, że będą miały wpływ na sposób, w jaki będzie pani dalej prowadzić Wydział KPA w Michigan?
- Chyba jednak nie, bo jesteśmy jednostkami do jakiegoś stopnia niezależnymi. No chyba, że zarząd zrozumie swoją rolę, to że nie wydziały są dla zarządu, tylko zarząd dla wydziałów i skupi swoją działalność na konkretnej pomocy, będzie miał wpływ na mój wydział. Ale moja sytuacja i rola w niczym się nie zmieni.
Ja zawsze będę kierować się dobrem naszych członków, współpracować z innymi dla dobra naszego wydziału. Każda pomocna ręka spotka się z moim uściśnięciem dłoni.
- A tak nie było do tej pory? Nie było pomocnej ręki zarządu?
- Niestety, tak i zarząd musi to zrozumieć. Tak, jak mówię, organizacje i wydziały robią swoją pracę, a zarząd powinien być od tego, żeby poradzić i pomóc w kontaktach z rządem amerykańskim i tak samo z polskim. A my i tak całą pracę wykonujemy na swoim podstawowym szczeblu, czyli w wydziałach. Moją rolą jest utrzymywanie kontaktu z kongresmenami i senatorami w Stanach Zjednoczonych wybranymi przez mieszkańców Michigan, jak również utrzymywanie kontaktów z organizacjami i rządem w Polsce. Nasza współpraca z zarządem będzie zależała tylko i wyłącznie od tego, na ile oni zrozumieją swoje położenie i rolę, jaką mają pełnić. Natomiast jestem bardzo zadowolona, że do zarządu weszły dwie osoby z Arizony i także z faktu, że Tomasz Kołodziej z Waszyngtonu został wiceprezesem do spraw amerykańskich.
- Na zjeździe dyrektorów obecny był Jim Mazurkiewicz z Texasu. Czy to oznacza, że Wydział KPA w Texasie został reaktywowany?
- Nie do końca. Ze słów Jima wynikało, że zaproponuje Texasowi żeby zostali tzw. Charter bez rangi wydziału. Charter jest niższą instancją. Na pewno jest to dobry początek do reaktywowania wydziału w Texasie. Jim Mazurkiewicz na zjeździe nie reprezentował Texasu, tylko Missouri. Gdyby wydział w Teksasie za jakiś czas zdołał się reaktywować, to byłby to duży wydział KPA. Texas posiada dużą, znaczącą Polonię. Polacy w Texasie są bardzo dobrze zorganizowani i mają fundusze. Dużo dobrego dzieje się w Texasie, a Jim jest osobą szanowaną i popieraną. Miejmy nadzieję, że w Kongresie nowy zarząd będzie szedł we właściwym kierunku i program nowego prezesa będzie realizowany, chociaż polegam w tym momencie na pana wiedzy, bo ja nic nie słyszałam na temat jego programu.
- Dziękuję bardzo za rozmowę.
Rozmawiał Teodor Lisowski