Spis treści
- Koszmar obozu zagłady Auschwitz
- Skala przemysłowa
- Człowieczeństwo obsługi
- Pięć pieców to za mało
- Genialna symetria
- Raj dla zwyrodnialców
- Niechlubna statystyka
- Błogosławiona położna
- Bohaterski ochotnik
- „Proszę państwa do gazu”
- Ikona feminizmu
- Warto być przyzwoitym
- Niezapomniany Wójt z „Chłopów”
- Przeżył dzięki Ojcu Kolbe
- Artykuł do pobrania w wersji PDF
Koszmar obozu zagłady Auschwitz
Niepoliczalni, bo dotąd nieznana jest prawdziwa liczba ofiar Oświęcimia. Anonimowi, bo większość ich dokumentów trafiła do ognia. Nieprzeliczone ofiary zorganizowanego ludobójstwa, dla których wymyślono specjalny sposób wydajnego zabijania w kombinacie śmierci – jak zwykło się nazywać ten potworny sposób puszczania ludzi z dymem.
Dym miał słodki zapach. Palone „trupy”, jak nazywano zabitych więźniów w tym odczłowieczonym miejscu, pachniały opalanym kurczakiem, „bo wiesz pan, to skwierczący tłuszcz...” – opowiadał po wojnie jeden z tych, którzy przeżyli piekło. Najprawdziwsze, pełne najpodlejszych ludzi, którzy kierowali w nim ruchem i bezruchem. KL Auschwitz (obóz w Oświęcimiu) był obozem zagłady. I gdyby nie to, że nie nadążał z przetwarzaniem żywych ludzi w popiół, zginęliby w nim wszyscy, którzy przekroczyli bramę śmierci z „krzepiącym” napisem „Arbeit macht frei”. A tak, z powodu niewydolności najwydolniejszego z wymyślonych sposobów zagłady, nie licząc bomby atomowej, po obozie pozostali świadkowie. Ledwie mieli siłę mówić, ale opowiedzieli tę historię. Aby określić ją jednym słowem, należało wymyślić coś znacznie mocniejszego niż bestialstwo czy barbarzyństwo: zagłada, shoah. Te słowa pojawiają się w umyśle każdego, kto odwiedził Oświęcim i kto dostrzegł mały warkoczyk pośród kłębu włosów pozostałych po zagazowanych. Naprawdę trudno uwierzyć, że to „ludzie ludziom zgotowali ten los”.
Skala przemysłowa
Skala mordu była industrialna. Tu zwrotnica, tam baraki, tu komory śmierci, sortownie, dalej krematorium. W innym miejscu przetwarzanie zwłok na mydło. Kadzie z ludzkimi głowami jako odpady przeznaczone do spalenia lub zadołowania. Zabijanie w KL Auschwitz szło dwojakim trybem: z transportu prosto do pieca, a w razie braku Cyklonu-B do kopania dołu, nad którym staną, padnie strzał, wpadną, a inni więźniowie ich zakopią. A wcześniej zobaczą odrąbane głowy i kikuty w okolicznych dołach, ale nie zdążą już odkryć ich zagadki. Pójdą na śmierć szybko. Nie usłyszą o robieniu z ludzi mydła.
W Oświęcimiu więziono ponad 130 tys. więźniów. Jednocześnie przyjmowano kolejne transporty i pozbywano się najbardziej wycieńczonych ludzi. Robiono to strzałem w głowę – w czubek lub skroń. Zabijano też przez biczowanie pejczami, z którymi stale paradowali esesmani. Czasem wystarczyło kilka uderzeń rzemiennego bata, aby wychłostać z więźnia resztę życia.
Człowieczeństwo obsługi
W Auschwitz doszło nawet do buntu tzw. Sonderkommando (obsługi krematoriów), ze względu na, mówiąc eufemistycznie, rodzaj zajęcia, do którego zostali przymuszeni. Chodziło o wyrywanie zębów z ciał zagazowanych, zanim je spalono. O wyciąganie ukrytych kosztowności z miejsc intymnych, co było szczególnie odrażające i poniżające dla zmarłych. Nie dało się tego znieść na dłuższą metę, zwłaszcza gdy nad głowami więźniów stali pokrzykujący esesmani.
Prochy z krematoriów wrzucano do dołów, podobnie jak nieskremowane ciała zabitych oraz pozostałości po produkcji mydła, jak głowy, ramiona i nogi. Starannie prowadzono akta rejestrujące proces zagłady: archiwa i kartoteki. Przechowywano imienne wykazy Żydów, którzy szli od razu do „łaźni”. Zniszczono je przed wyzwoleniem obozu, przez co rodziny dziesięcioleciami szukały potem swoich bliskich w nadziei, że przeżyli wojnę.
Rzeczy zdarte z Żydów, wyrwane z ich ciał, a także włosy na materace, pierścionki z odłamanymi palcami oraz pogrążające niehumanistyczne poczynania nazistów wytwory, takie jak galanteria z ludzkiej skóry, wywożono wgłąb Rzeszy. Co ciekawe, te ostatnie stały się tam najbardziej pożądanymi podarunkami przekazywanymi sobie w gronie nazistowskich notabli. Portfelik „z Żyda” dla żony tego czy innego Obersturmführera, to było coś!
Pięć pieców to za mało
W Oświęcimiu stale działało pięć krematoriów, ledwie nadążających z paleniem mężczyzn, kobiet i dzieci. Stale dostarczano do obozu, bezcenny dla procesu zagłady, śmiercionośny gaz – cyklon B w poręcznych puszkach dostosowanych do odbiorników krematoriów. Po puszczeniu go rzekomymi spustami wody w imitowanych łaźniach czekający na pozorną kąpiel ludzie umierali w potwornych męczarniach. Pierwsze padały dzieci, z kończynami powyginanymi z bólu, potem kobiety w ciąży, nagle zaczynające rodzić. Pozostali, silniejsi, dłużej zmagający się z duszącymi oparami, wyli, drapiąc się nawzajem. Po wszystkim hakami wyciągano z miejsca kaźni ciała unurzane we krwi. Zdarzało się i to wcale nie rzadko, że po załadowaniu łaźni idącymi na śmierć, okazywało się, że zabrakło cyklonu B. Po wojnie ci, którzy przeżyli Oświęcim, opowiadali, że byli w „łaźni” nawet trzykrotnie i za każdym razem ratował ich niedostatek „śmierci w puszkach”.
Genialna symetria
Architekt Werkmann był twórcą genialnej symetrii budynków do straceń. Doskonale rozmieścił w nim umywalnie, sale składania zwłok, salę sekcyjną. Jego pomysłem była rynna do transportowania trucheł z parteru do podziemi z najniższą kondygnacją komina. Zachował się telegram wysłany z Oświęcimia do firmy wykonawczej Topf und Söhne: „Potwierdzamy otrzymanie oferty na 5 sztuk potrójnych pieców, włączając w to dwa elektryczne dźwigi dla podnoszenia trupów i jeden tymczasowy dźwig dla trupów”.
Raj dla zwyrodnialców
To było miejsce pracy takich degeneratów jak Rudolf Höss, zbrodniarz zawodowy i praktyczny. Mienie pozostałe po spalonych, zastrzelonych i powieszonych więźniach przechowywano w magazynach zwanych „Kanadami”. Była więc „Kanada I”, „Kanada II”, „Kanada III”… całe wypchane ubraniami, malutkimi bucikami i wielkimi butami, zwiniętymi w kłęby włosami dzieci i kobiet, pełnymi warkoczyków i wstążeczek. Osobno trzymano dziecięce zabawki odebrane małym skazańcom przed wejściem do łaźni: całe stosy szmacianych laleczek, wytartych ukochanych misiów, samochodzików z drewna i tych z lakierowanej blaszki, koników malowanych w sielskie kwiatki, mogących teraz tylko przekwitnąć, nie wydawszy owoców. Powiedzieć potworność, to za mało. Film „Guernica” Jacquesa Pruvosta z 1951 r. niesie przesłanie, że odkąd bydlęce wagony załadowano ludźmi, skończył się świat.
W obozie macierzystym Stammlager w Birkenau przetrzymywano stale około 10 tys. więźniów, zwykle śmiertelnie chorych. Poza tym przebywało tam około 800 tzw. półtrupów – tych, którzy snuli się, żebrząc o śmierć i których funkcjonujący w piekielnej machinie esesmani zabijali jakby dla poprawy humoru, kiedy wydawali się sfrustrowani i dzicy. Poza tym w obozie przebywały we względnie lepszych warunkach niż reszta, dzieci będące obiektami nieludzkich eksperymentów lekarza Josepha Mengelego oraz kobiety, na których płodności eksperymentował, zamieniając ją w bezpłodność za pomocą zastrzyków z płynnego cementu niejaki Carl Clauberg. Ten skrupulatnie prowadził zapiski z eksperymentów, by w końcu zameldować Himmlerowi: „Odpowiednio wyszkolony lekarz z około dziesięcioma osobami personelu pomocniczego może wysterylizować nawet tysiąc kobiet jednego dnia”. Tą samą dziedziną zajmował się w Oświęcimiu SS-Sturmbannführer, dr Horst Schumann. Pracował nad metodą masowej sterylizacji Żydów promieniami rentgenowskimi.
Niechlubna statystyka
Jak szacują historycy, w Auschwitz zginęło od 1 do 1,5 mln ludzi. Wśród nich większość, czyli około 1–1,35 mln stanowili Żydzi, a blisko 75 tys. Polacy. Ale to tylko liczby, statystyka i buchalteria. Za każdą jednostką z tych milionów stoi prawdziwy człowiek, dorosły lub dziecko, krzyczący z bólu, rozpaczy lub milczący z przerażenia.
Błogosławiona położna
Stanisława Leszczyńska od kwietnia 1943 r. aż do wyzwolenia była więźniarką Auschwitz, gdzie trafiła wraz z córką za pomoc Żydom. Na teren obozu udało jej się przemycić dyplom położnej i dostała zgodę na pracę.
Mimo zakazu niemieckich oprawców i grożącej jej kary śmierci przyjmowała porody więźniarek. Dzięki niej w tych nieludzkich warunkach przyszło na świat ok. 3 tys. noworodków. Nie miały dużych szans na przetrwanie, jednak wielu udało się przeżyć wojnę. Leszczyńskiej nie interesowała narodowość matki, ratowała żydowskie dzieci, chociaż miały być wyrzucane na śmietnik. Maluchy przeznaczane do wynarodowienia w niemieckich rodzinach dyskretnie znaczyła, aby łatwo je było znaleźć po wojnie. Swoje przeżycia spisała w „Raporcie położnej z Oświęcimia” wydanym w latach 60. Wspomnienia wykorzystano w procesie beatyfikacyjnym rozpoczętym w 2010 r.
Bohaterski ochotnik
Witold Pilecki należy do największych bohaterów II wojny światowej. We wrześniu 1940 r. dał się aresztować Niemcom w łapance, choć wiedział, że transport trafi do Auschwitz i miał świadomość, że może zginąć.
Na terenie obozu zorganizował konspirację i przekazywał światu informacje na temat rzeczywistości obozowej. Wiosną 1943 r. udało mu się uciec z piekła, później walczył w Powstaniu Warszawskim, a po wojnie z komunizmem. Został aresztowany w 1947 r. Był okrutnie torturowany przez funkcjonariuszy UB. Po szybkim procesie skazano go na karę śmierci. W maju 1948 r. zginął od strzału w tył głowy. Po latach ustalono, że został pochowany na Łączce na warszawskich Powązkach, ale do dziś nie udało się odnaleźć jego szczątków.
Obozowe dzieci
Szacuje się, że wśród co najmniej 1,3 mln osób wywiezionych do Auschwitz-Birkenau było ok. 232 tys. dzieci i młodocianych w wieku poniżej 18 lat. Większość z nich przyjechała wraz z rodzinami.
Dzieci urodzone w obozie w początkowym okresie bez względu na narodowość były uśmiercane. Od połowy 1943 r. pozostawiano przy życiu dzieci urodzone przez kobiety nieżydowskiego pochodzenia, były rejestrowane i wydawano im numery. Dzieci Żydówek z reguły uśmiercano. W momencie wyzwolenia w obozie przebywało co najmniej 700 skrajnie wycieńczonych dzieci, w tym ok. 500 poniżej 15. roku życia.
„Proszę państwa do gazu”
Tadeusz Borowski udział w konspiracji przypłacił pobytem w obozach koncentracyjnych, m.in. Auschwitz i Dachau, gdzie przebywał aż do wyzwolenia w 1945 r.
Przedtem, po podjęciu tajnych studiów na polonistyce, zdążył zadebiutować jako poeta. W obozie pisał wiersze i listy do swojej narzeczonej, późniejszej żony Marii Rundo, także przebywającej w obozie oświęcimskim. Po wyzwoleniu jeszcze przed powrotem do kraju współtworzył książkę „Byliśmy w Oświęcimiu”. W Polsce przystał do komunistów, został publicystą, ale największą sławę przyniosły mu książki. We wstrząsających opowiadaniach, m.in. „Proszę państwa do gazu”, wydanych w 1948 r. w zbiorach „Pożegnanie z Marią” i „Kamienny świat”, opisał okrucieństwo panujące w obozie i różne postawy więźniów oraz oprawców w koszmarnej rzeczywistości. Zmarł w wieku zaledwie 29 lat, kilka dni po narodzeniu córki, prawdopodobnie popełnił samobójstwo.
Ikona feminizmu
Simone Veil, pochodząca z rodziny zasymilowanych francuskich Żydów, miała zaledwie 17 lat, kiedy w marcu 1944 r. z Nicei została wywieziona do Auschwitz. Udało jej się przeżyć, ale w obozie straciła matkę.
Po wojnie Simone wróciła do Francji, skończyła prawo i przez ok. 40 lat zajmowała się polityką. Jako minister zdrowia udało się jej doprowadzić do uchwalenia ustawy dopuszczającej przerywanie ciąży na żądanie kobiety oraz refundację środków antykoncepcyjnych. W latach1979–1982 była pierwszą kobietą przewodniczącą Parlamentu Europejskiego. Zmarła w wieku 89 lat i została pochowana w Panteonie – paryskiej nekropolii wielkich Francuzów. Na jej sarkofagu wygrawerowano numer obozowy 78 651.
Warto być przyzwoitym
18-letni Władysław Bartoszewski do Auschwitz trafił 21 września 1940 r. w drugim transporcie z Warszawy. Był więźniem o numerze 4427.
W obozowym piekle spędził 199 dni, po czym został zwolniony dzięki interwencji Polskiego Czerwonego Krzyża. Po wypuszczeniu z obozu Bartoszewski był żołnierzem AKi uczestnikiem Powstania Warszawskiego. Organizował Rady Pomocy Żydom „Żegota”. Po wojnie współpracował z Główną Komisją Badania Zbrodni Niemieckich, gdzie wykorzystywano jego informacje na temat zbrodni hitlerowskich zebrane w obozie. W stalinowskich czasach siedział w więzieniu, po 1956 r. był publicystą i działaczem opozycji. W wolnej Polsce był dwukrotnie ministrem spraw zagranicznych. W 2009 r. dzięki Bartoszewskiemu powstała Fundacja Auschwitz-Birkenau. Zasłużony profesor zmarł w 2015 r. w wieku 93 lat.
Niezapomniany Wójt z „Chłopów”
19-letni August Kowalczyk w grudniu 1940 r. został więźniem Auschwitz. Na przedramieniu wytatuowano mu numer 6804. Po dwóch latach wziął udział w pierwszej zbiorowej ucieczce z obozu.
Z kilkadziesięciu uciekinierów, przeżyło tylko dziewięć osób. Kowalczyk trafił do Armii Krajowej i walczył w partyzantce. Po wojnie został aktorem, występował w takich hitach kinowych, jak „Stawka większa niż życie”, „Janosik” czy „Chłopi”. Jednak ze strasznych przeżyć wojennych nie otrząsnął się nigdy. Uważał, że tamtego zła nie można zapomnieć. Był współtwórcą budowy oświęcimskiego hospicjum, które powstało jako podziękowanie byłych więźniów obozu dla mieszkańców Oświęcimia za pomoc podczas okupacji. Zmarł w hospicjum w wieku 91 lat.
Przeżył dzięki Ojcu Kolbe
Franciszek Gajowniczek, więzień Auschwitz, narodził się po raz drugi, kiedy o. Maksymilian Kolbe dobrowolnie poszedł za niego na śmierć głodową.
Kolbe był franciszkaninem, założycielem klasztorów w Niepokalanowie pod Warszawą, w Chinach i w Japonii. Po aresztowaniu przez gestapo był więziony na Pawiaku, a w maju 1941 r. trafił do obozu koncentracyjnego. Przydzielono go do komanda znanego sadysty Knotta, który w sposób szczególny znęcał się nad kapłanem, bijąc go do nieprzytomności. W lipcu 1941 r., po ucieczce jednego z więźniów, komendant obozu skazał dziesięć osób na śmierć głodową. Mimo że nie padło na o. Maksymiliana, ten dobrowolnie zamienił się i ofiarował swoje życie za życie nieznanego mu Franciszka Gajowniczka. Kolbe zmarł 14 sierpnia, dobity zastrzykiem fenolu, jako ostatni z więźniów zamkniętych w bunkrze głodowym. Gajowniczek przeżył wojnę, był świadkiem procesu beatyfikacyjnego o. Maksymiliana, którego zaczęto uważać za świętego już wkrótce po śmierci. Beatyfikacji dokonał Paweł VI w 1971 r., a kanonizacji Jan Paweł II w 1982 r.