Mieszkańcy przedmieść Chicago w poniedziałek siedzieli w domach sparaliżowani strachem, wiedząc, że podejrzany o zastrzelenie ośmiu osób w ich okolicy wciąż pozostaje na wolności. Policja uznała go za „uzbrojonego i niebezpiecznego”. Dzień wcześniej w domu w Joliet mundurowi znaleźli martwego mężczyznę. Biuro szeryfa hrabstwa Will zidentyfikowało go jako 28-latka pochodzącego z Nigerii, który mieszkał w USA od trzech lat. Pozostałe siedem ofiar znaleziono w dwóch innych domach w Joliet, 6 mil od miejsca pierwszej zbrodni. Jeden z nich miał być bowiem miejscem zamieszkania wytypowanego na podejrzanego 23-latka.
Nie wiadomo na razie, od jak dawna ofiary nie żyły. Trwają sekcje zwłok. - Jestem policjantem od 29 lat i to prawdopodobnie najgorsze miejsce zbrodni, z jakim kiedykolwiek miałem styczność – powiedział szef William Evans podczas konferencji prasowej w poniedziałkowy wieczór.
Kilka godzin później podejrzanego namierzono w Teksasie. Biuro szeryfa hrabstwa Medina w Teksasie poinformowało na Facebooku, że dostało telefon z informacją, że morderca z Chicago porusza się drogą międzystanową nr 35. Było to możliwe, bo funkcjonariusze umieścili w internecie zdjęcia czerwonej toyoty Camry, którą miał uciec zabójca. Przestępcę usiłowano zatrzymać na stacji benzynowej. Nance jednak strzelił sobie w głowę.
Policja twierdzi, że 23-latek znał ofiary, które były ze sobą spokrewnione. Było wśród nich też kilkoro krewnych sprawcy... Nieznany jest jeszcze motyw zbrodni. Zabójca mógł był też powiązany z inną strzelaniną w Joliet, w wyniku której w niedzielę ranny został mężczyzna.