Marlena Pavlos-Hackney we wtorek opuściła areszt hrabstwa Ingham w Michigan. Jak poinformował jej prawnik Robert Baker, została zwolniona po wpłaceniu przez jej męża kaucji w wysokości 15 tys. dol. Za kratami spędziła cztery dni. Wszystko przez obywatelski sprzeciw wobec restrykcji wprowadzonych przez władze Michigan z powodu epidemii.
55-letnia Polka, właścicielka Malrena’s Bistro and Pizzeria konsekwentnie odmawiała zamknięcia restauracji dla gości wbrew wprowadzonemu przez gubernator Gretchen Whitmer nakazowi, który obowiązywał do 1 lutego. Mimo, że 20 stycznia straciła licencje na serwowanie pożywienia, Pavlos-Hackney działała dalej. Serwowała jedzenie bez limitów gości, nie wymagając od nikogo noszenia masek. - Nie chcemy w tym kraju reżimu komunistycznego, który będzie nam dyktował, co możemy zrobić, a czego nie – mówiła jeszcze w miniony czwartek reporterom WOOD-TV.
W piątek 19 marca, z nakazu prokurator generalnej Michigan Dany Nessel (52 l.), 55-latka została zatrzymana i stanęła przed sądem. - Jesteśmy w środki pandemii. Samolubnie nie przestrzegała pani nakazów. To zła droga na zyskanie rozgłosu. To zła droga postępowania dla dobrego obywatela – mówiła sędzia hrabstwa Ingham Rosemarie Aquilina (63 l.), posyłając ją za kraty do czasu opłacenia grzywny i zamknięcia restauracji.
Wieść o zatrzymaniu Polki wyprowadziła na ulice mieszkańców Holland i polityków, krytykujących decyzje władz, które „zamiast wspierać przedsiębiorców, każą im się zamykać”. - Jeśli nie, poślą cię do więzienia – mówił stanowy republikański poseł Steven Johnson (31 l.) z Wayland. Wtórowali mu klienci restauracji, którzy nie tylko w piątek, ale też w sobotę i poniedziałek protestowali przed pizzerią z transparentami „Uwolnić Marlenę. Uwolnić Michigan”.
Dla prokuratury to niezrozumiały przejaw obywatelskiego nieposłuszeństwa. Jak komentuje prokurator Dana Nessel, Polka miała niezliczone możliwości, by dostosować się do zasad i pomóc w ograniczaniu rozprzestrzeniania COVID-19. - Nie jest żadną męczennicą i żadną bohaterką – kwituje.