We wtorek minie tydzień od najtragiczniejszego od stulecia pożaru w USA. Ogień, który strawił miasto Lahaina, prócz już rekordowo dramatycznego bilansu ofiar, pozostawił też setki zaginionych. Według nieoficjalnych doniesień poszukiwanych jest około 1300 osób. Szef policji Maui John Pelletier w niedzielę wezwał ocalałych z pożarów, których bliscy zaginęli, do dostarczania próbek DNA, które mogą pomóc w identyfikacji ofiar. Ta jest już i tak wyjątkowo trudna. Jak powiedział Pelletier, znalezione ludzkie szczątki tak kruche, że łamią się w rękach ekip ratowniczych.
Służby zaczęły już przeczesywać pogorzeliska próbując dosłownie wyłuskać z popiołu szczątki ofiar. Gubernator Hawajów Josh Green zapowiedział, że akcja przybierze na sile w najbliższych dniach. Ostrzegł, że każdy dzień może przynosić 10-20 kolejnych ofiar. Przyznał też, że pożary zniszczyły na zachodzie wyspy co najmniej 2200 budynków, a straty szacowane są na około $6 mld. - Odbudowa Lahainy zajmie wiele lat. Wygląda na to, że wybuchła bomba - powiedział o historycznym kurorcie, który ucierpiał najbardziej.
Władze Maui apelują do turystów o powstrzymanie się od przyjazdów na wyspę. Na Maui docierają za to transporty wody i najpotrzebniejszych artykułów. W centrach ewakuacyjnych od tygodnia mieszka kilka tysięcy osób, które straciły domy i cały dobytek.