Książęcy koszmar rozpoczął się we wtorek wieczorem przy Ziegfeld Ballroom, gdzie księżna Sussexu odebrała wcześniej prestiżową nagrodę Ms. Foundation's Woman of Vision. Przed budynkiem na parę i matkę Meghan, Dorię Ragland (67 l.), czekał już tłum gapiów. Członkowie rodziny królewskiej wsiedli do prywatnego SUV-a, za którym ciągnął się już sznur fotografów.
Wedle nieoficjalnych informacji para miała być ścigana przez sześć samochodów. Paparazzi mieli ignorować czerwone światła, przejeżdżać przez chodniki i jechać pod prąd. Rzecznik pary oznajmił, że był to „niemal katastrofalny pościg samochodowy”, który trwał ponad dwie godziny. – O mało nie doprowadził do wielu kolizji z udziałem innych kierowców, pieszych i dwóch funkcjonariuszy NYPD – przekazało biuro księcia i księżnej.
Ochroniarze przewieźli parę na najbliższy posterunek NYPD, która została powiadomiona o incydencie. Po wyjściu wsiadła do taksówki Singha, który przyznał, że od razu rozpoznał swoich pasażerów. Jak podaje „New York Post”, kierowca następnie woził księcia i księżną przez kolejnych parę minut po okolicy, po czym ci poprosili go o ponowne zawiezienie ich na posterunek policji ze względu na obawy przed śledzeniem ze strony fotografów. – Zapytali mnie o imię, a potem Harry podziękował i życzył miłego dnia – wspominał taksówkarz w rozmowie z Associated Press, dodając, że otrzymał hojny napiwek.
Para od lat ma na pieńku z prasą, a książę wielokrotnie obwiniał paparazzich za śmierć swojej matki, księżnej Diany (+36 l.), która zginęła w wypadku samochodowym 1997 r., gdy uciekała przez fotografami ulicami Paryża. – Najbardziej boje się, że historia się powtórzy – powiedział Harry kilka lat temu.