Jak to możliwe, że nie jeden, nie dwóch, ale aż 11 dorosłych mężczyzn w tym samym momencie znika z więzienia? To z pewnością będą chciały ustalić nie tylko władze aresztu Orleans Justice Center w Nowym Orleanie, ale i lokalni politycy, którzy w piątek 16 maja dowiedzieli się o koszmarnym incydencie. 11 więźniów dosłownie zapadło się pod ziemię.
- „Odkryto, że osadzone osoby zaginęły podczas rutynowego liczenia głów przeprowadzonego o 8:30 rano. Obecnie trwają poszukiwania osób, OPSO współpracuje z lokalnymi i stanowymi organami ścigania w celu przywrócenia ich do aresztu” - poinformowali w komunikacie funkcjonariusze Biura Szeryfa Orleans Parish (Orleans Parish Sheriff's Office).
W rozpoczętą niezwłocznie obławę zaangażowano wszelkie możliwe organy ścigania. Władze policji w Nowym Orleanie poinformowały też, że „natychmiast” namierzono i ewakuowano w bezpieczne miejsce osoby, uważane za ofiary zaginionych więźniów. W ciągu kilku godzin niemal 3 mile od więzienia zatrzymano jednego z osadzonych Kendalla Mylesa. Mężczyzna wpadł w popularnej wśród turystów Dzielnicy Francuskiej.
W piątek po południu na wolności pozostawało jednak wciąż 10 uciekinierów, w tym poważnych przestępców, jak oskarżony o usiłowanie zabójstwa pierwszego stopnia Gary Price. Lokalne służby przyznały zresztą, że wszyscy z zaginionych więźniów uważani są za potencjalnie niebezpiecznych.
- Nie chcemy paniki, ale chcemy, aby ludzie byli uważni - powiedziała dziennikarzom podczas konferencji prasowej nadinspektor policji w Nowym Orleanie Anne Kirkpatrick.
