Casey White i Vicky White (56 l.), którzy jak podkreślają służby nie są spokrewnieni, wyjechali w piątek rano do sądu z aresztu hrabstwa Lauderdale, AL. Dopiero po południu współpracownicy zorientowali się, że zastępczyni szeryfa ds. zakładów karnych ani więzień nie wrócili. Jak poinformowało Biuro szeryfa hrabstwa Lauderdale auto, którymi opuścili areszt odnaleziono na parkingu pobliskiego centrum handlowego.
Szeryf Rick Singleton przyznał, że Vicky White, funkcjonariuszka z 16-letnim stażem, jechała sama z więźniem, co stanowiło naruszenie przepisów. - Nasza polityka zakłada, że każdemu więźniowi z tego rodzaju zarzutami musi towarzyszyć dwóch zaprzysiężonych zastępców. A tak się nie stało - powiedział Singleton. Przypomniał, że 38-latek był skazany za morderstwo w 2015 r.
Służby nie wierzą w przypadek. Potwierdziły już, że więzień nigdy nie dotarł do sądu. Zastępczyni szeryfa nie dotarła też na wizytę lekarską, którą miała umówioną tego dnia. Singleton przyznał, że cały wydział jest wstrząśnięty i sprawa jest oczywista – funkcjonariuszka pomogła więźniowi w ucieczce. Zdradził, że dzień przed zaginięciem złożyła wniosek o przejście na emeryturę. Dodał jednak, że niezależnie od jej zaangażowania w ten incydent, jej życie może być zagrożone.