Do koszmaru, do którego przyznał się sam sprawca, doszło w 2019 r. w hrabstwie Marion. Michael Wayne Jones (41 l.) w szale pobił na śmierć swoją małżonkę Casei Jones, która podejrzewała go o zdradę. Następnego dnia zabrał swoich dwóch pasierbów – Prestona (†4 l.) i Camerona (†8 l.) – do ich ojca, a swoje rodzone córki – Mercalli (†2 l.) i Aiyanę (†11 mies.) – do babci. W tym czasie obmyślał, jak zatuszować zniknięcie żony.
Morderca obawiał się jednak, że nauczyciele odnotują nieobecność chłopców. Tydzień przed pierwszym dzwonkiem udusił Camerona, a dzień później młodszego pasierba. Dziewczynki utopił w wannie, a ich ciała schował do torby.
Jones wpadł kilka dni później po kolizji na drodze. Mundurowi znaleźli w jego aucie rozkładające się zwłoki jego żony, a potem dotarli do porzuconych ciał dzieci. Proces właśnie trwa, a sąd nie wyklucza kary śmierci, za którą opowiadają się prokuratorzy. Obrońcy z kolei argumentują, że do zbrodni 41-latka popchnęła trauma z dzieciństwa.