Pobór tzw. korkowego, czyli nowego myta za wjazd na południe od 60th Street na Manhattanie, miał rozpocząć się 30 czerwca. Na granicach strefy korków od tygodni zainstalowane są kamery, czujniki i czytniki tablic mające pomóc Metropolitan Transportation Authority w inkasowaniu opłat za przejazd, z których główna – dla osobówek - wynieść miała $15. Choć program opłat, szykowany od pięciu lat, zaskarżyły związki zawodowe nauczycieli, władze New Jersey i politycy z Connecticut, to nie sąd wywrócił plan do góry nogami.
W środę w specjalnym oświadczeniu Kathy Hochul poinformowała, że podjęła „trudną decyzję”, uznając, że wdrożenie planu „grozi obecnie zbyt wieloma niezamierzonymi konsekwencjami". - Opłata w wysokości $15 może nie wydawać się duża dla kogoś, kto ma środki, ale może załamać budżet ciężko pracującego gospodarstwa domowego z klasy średniej - powiedziała Hochul w nagranym przemówieniu. - Nakłada to presję na ludzi, dzięki którym to miasto się rozwija – dodała, przypominając, że NY wciąż podnosi się po pandemii.
Decyzja wywołała trzęsienie ziemi. M.in. dlatego, że kontrakty na sprzęt i jego obsługę opiewały na $500 mln. - Opinia publiczna powinna zastanawiać się, dlaczego wydaliśmy setki milionów dolarów na sprzęt, który po prostu będzie tam siedział i co to mówi nam o priorytetach gubernator - powiedziała Rachael Fauss, doradca polityczny w Reinvent Albany. Zaskoczenia nie kryli też członkowie zarządu MTA, którzy zastanawiają się teraz skąd wezmą pieniądze na inwestycje. - Jak zamierzamy zastąpić jedną trzecią budżetu kapitałowego? - zapytał David Jones, członek zarządu. - Czy gubernator zapewni miliardy, które są zabierane w inny sposób? To może doprowadzić do prawdziwej katastrofy finansowej – dodał. Aktywiści z kolei już rozpoczęli protesty, grzmiąc o „zdradzie nowojorczyków i klimatu”. Krytycy wytykają Hochul, że uległa politykom z przedmieść walczącym o odzyskanie miejsc w Kongresie USA.