Robert Nickelsberg o "Mieszkańcach Greenpointu": Zrobiłem tę wystawę dla Polonii

2024-05-12 17:42

Mieszkający na Brooklynie Robert Nickelsberg (71 l.) przez prawie 30 lat pracował jako fotograf magazynu „Time”, specjalizując się w zmianach politycznych i kulturowych na całym świecie. Jest laureatem nagrody Oliviera Rebbota przyznanej przez Overseas Press Club w 2013 r. za film „Afganistan – odległa wojna”, przyznawaną za najlepsze reportaże fotograficzne z zagranicy w czasopismach i książkach. Jego fotografie były wystawiane na całym świecie. Najnowszą – „Mieszkańcy Greenpointu”, portretującą polonijną społeczność tej dzielnicy, można oglądać obecnie na Manhattanie. Artysta opowiedział nam o tym projekcie.

„Super Express”: - Dlaczego wybrałeś Greenpoint i jego polskich mieszkańców do swojego projektu?

Robert Nickelsberg: - Pracę nad „Mieszkańcami Greenpointu" rozpocząłem przed covidowym lockdownem w 2020 r. Byłem zaintrygowany zmianami, które zachodziły w tej dzielnicy Nowego Jorku. Czułem, że mieszkająca tam Polonia, która była tam od wieków, jest od kilku lat pod ogromną presją ekonomiczną i kulturową. Zabraliśmy się do zwiedzania tej okolicy z asystentem mówiącym po polsku, który również studiował fotografię i chciał nauczyć się więcej o tym zawodzie. Duży wpływ na moją twórczość miała słynna polska fotografka Zofia Rydet, pracująca w Polsce pod koniec lat 70. Dzięki jej zdjęciom dostrzegałem elementy z Polski, we wnętrzach domów Polaków. A możliwość wejścia do ich domów na Greenpoincie okazała się wyzwaniem, przez blokadę covidową, która rozpoczęła się w marcu 2020 r. Przez to podwórka ich domów oraz okoliczne parki stały się doskonałą scenerią do moich zdjęć. Wiedziałem też, że polska kultura i tradycje są podtrzymywane w polonijnych szkołach i kościołach i czułem, że mogę to uchwycić w fotografiach. W tym projekcie nie prowadzałem żadnych formalnych wywiadów, tylko pytałem moich rozmówców o ich wiek, miejsce urodzenia, datę przybycia na Greenpoint i ich zawód. Uważałem, że cokolwiek więcej byłoby nachalne, zwłaszcza w przypadku, że ci ludzie mieli lęki z powodu COVID i blokady. Nawiązanie osobistego kontaktu z mieszkańcami Greenpointu było bardzo ważne. Odnośnie kryteriów, którymi kierowałem się przy doborze osób do portretów, to był przypadkowy wybór. Mój asystent znajdował ich w polskich restauracjach, piekarniach, w Centrum Seniora Karkus czy na ulicach Greenpointu. Znaleźlibyśmy więcej kobiet, które się z tym zgadzały, niż mężczyzn.

- Prezentacja wystawy odbyła się niedawno na Manhattanie. Jakie są Twoje dalsze plany związane z tymi portretami?

- Moim zamiarem było zorganizowanie wystawy na Greenpoincie, do której polska społeczność miałaby swobodny dostęp. Zdjęcia są obecnie eksponowane na ogrodzeniu przed budynkiem Konsulatu RP przez następne 6-8 tygodni. Jestem w trakcie badania możliwości zaprezentowania wystawy w innym mieście w USA czy w Polsce. Szukam fundacji lub instytucji, które mogłyby pomóc mi ułatwić realizację tego projektu.

- Co było największym wyzwaniem w tym projekcie?

- Współpraca z moimi modelami. Zdarzyło się kilka razy, że ludzie odwoływali spotkania, albo nie zgadzali się na zrobienie portretów, mimo że uzgodniliśmy to dzień lub dwa wcześniej. Każde zrobione przeze mnie zdjęcie było dla mnie jak wielka przygoda. Asystent umówił mnie, a ja przyjeżdżałem, nie wiedząc nawet jak ta osoba wygląda. Nie wiedzieliśmy też czy nie zachorujemy z powodu narażenia na COVID.

- Skąd Twoje zainteresowanie fotografią?

- Z chęci rejestrowania, dokumentowania i opowiadać rzeczywistości. To takie doświadczanie rzeczywistości w fragmencie ujęcia.

- Jakie masz plany na przyszłość?

- Niedawno została wydana w Niemczech moja książka o El Salvador i o wojnie domowej, którą udokumentowałem w latach 1981-1984. Spędzę tam kilka miesięcy na promowaniu książki. Mam nadzieję, że będę kontynuował pracę na Greenpoincie i że zrobię więcej portretów. Moim marzeniem jest praca nad długoterminowymi projektami.

Rozmawiały Agata Drogowska, Marta J. Rawicz