Carroll chce pociągnąć Trumpa do odpowiedzialności za jego słowa po wyroku z 9 maja. Został on skazany za zniesławienie pisarki i wykorzystanie jej seksualnie w 1996 r. Dzień później podczas programu CNN powtórzył swoje twierdzenia, iż Carroll „wymyśliła” historię o gwałcie, ponownie nazwał ją „szaloną” i stwierdził, że proces został „ustawiony”. Wcześniej przekonywał, że nigdy nie spotkał felietonistki, wielokrotnie negując jej słowa na swoim portalu Truth Social.
– „Trump wykorzystał wewnętrzną platformę, aby poniżyć i kpić z Carroll. Podjudzał roześmianą publiczność, gdy lekceważył swoją brutalną napaść na tle seksualnym wymieniając Carroll z nazwiska, sugerował, iż Carroll prosiła się o napaść i odrzucił werdykt uniewinniający Carroll” – napisali prawnicy kobiety po złożeniu w sądzie na Manhattanie dodatkowych dokumentów. Zostaną one dołączone do osobnego i jeszcze nierozstrzygniętego pozwu z 2019 r., który dotyczy uwłaczających komentarzy Trumpa na temat felietonistki, gdy ten był prezydentem. Adwokaci kobiety twierdzą, że republikanin po ogłoszeniu werdyktu w pierwszym procesie „podwoił” swoje wcześniejsze twierdzenia i domagają się $10 mln na rzecz Carroll.
Częste uwagi byłego prezydenta na temat toczących się przeciwko niemu spraw martwią także prokuratorów w procesie o fałszerstwo, o które został oskarżony na Manhattanie. We wtorek Trump miał pojawić się za pośrednictwem wideo w sądzie, by sędzia przypomniał mu o nałożonym na niego zakazie komentowania postępowania.