Mur graniczny to oczko w głowie prezydenta Trumpa. Mówił o nim podczas pierwszej kampanii. Teraz, ubiegając się o reelekcję, dogląda prac przy jego budowie z pieniędzy, które udało mu się wyciągnąć z Kongresu, federalnych agencji i Pentagonu. W środę po południu, w ramach kampanii o reelekcję, prezydent pojawił się w Kalifornii. Po kilku wiecach udał się na graniczny odcinek Otay Mesa przy San Diego, gdzie zakończono prace przy budowie 14-milowego odcinka nowego, solidnego i wysokiego muru, który zastąpił prowizoryczną zaporę. Prezydent, który rok temu oglądał tam prototypy, sam powiedział, że „wystarczy stuknąć w nią ręką, a padnie”. Obecna, wysoka na dziewięć metrów podwójna ściana jest stabilna i praktycznie nie do sforsowania. Ma stanąć na odcinkach, przez które najczęściej przedzierają się nielegalni imigranci. – Ten mur to prawdziwy Rolls-Royce – powiedział prezydent Trump, dokonując wizytacji z przedstawicielami Customs and Border Protection, Army Corps of Engineers i Departamentu Bezpieczeństwa Kraju (DHS). – Kiedy mur zostanie wybudowany, nie będzie możliwości, aby wtargnąć do Stanów nielegalnie. Będziemy mieć kontrolę i będziemy bezpieczniejsi – dodał prezydent. A potem chwycił markera i wypisał nim na murze swoje nazwisko.
Zachwycił się murem i... go podpisał
2019-09-20
23:00
Prezydent Donald Trump (73 l.) nie mógł przegapić takiej okazji. Podczas wizyty w Kalifornii pojawił się przy nowo wybudowanym odcinku muru na meksykańsko-amerykańskiej granicy. Był zachwycony. Nazwał zaporę światowej klasy systemem zabezpieczenia, po czym złożył na nim swój podpis.