Ostrzeżenia Narodowej Służby Pogodowej były niepokojące. - „Istnieje poważne zagrożenie szkodliwymi i lokalnie niszczycielskimi wiatrami o sile huraganu, wraz z potencjałem dużego gradu i tornad, nawet silnych tornad" – brzmiały i niestety się sprawdziły. Potężne burze, które sunęły od Alabamy do Nowego Jorku, zabiły dwie osoby i spowodowały brak prądu we wschodnich stanach USA. W Anderson w Południowej Karolinie drzewo przygniotło i zabiło 15-letniego chłopca, który wysiadał z auta pod domem dziadków. 28-letni mężczyzna został zabity na skutek porażenia piorunem we Florence w Alabamie. Rejony zamieszkałe przez ponad 26,5 mln Amerykanów objęte były w poniedziałkowe popołudnie ostrzeżeniami przed tornadami.
Ponad 2600 lotów w USA zostało odwołanych, a prawie 7900 opóźnionych. W Filadelfii odwołano mecze, a Biały Dom przyspieszył o 1,5 godziny wyjazd prezydenta Joe Bidena (81 l.) w czterodniową podróż do Arizony, Nowego Meksyku i Utah. Meteorolodzy i lokalni urzędnicy radzili ludziom, by szukali schronienia. Silny wiatr powalił setki drzew, które uszkadzały auta i domy. W Westminster, MD, położył cały rząd słupów energetycznych. W Hockessin, DE, zerwał co najmniej jeden dach. - Widzieliśmy nadciągające chmury i słyszeliśmy dudnienie w oddali - powiedział właściciel uszkodzonego domu Tom Tomovich. - Weszliśmy do domu, byliśmy na pierwszym piętrze i zanim zdążyliśmy mrugnąć okiem, wiatr przeszedł przez tył naszego domu – dodał.
Walka ze skutkami żywiołu jeszcze trwa. Alabama, Georgia, Południowa Karolina, Północna Karolina, Maryland, Delaware, New Jersey, Pensylwania, Tennessee, Zachodnia Wirginia i Wirginia jeszcze we wtorek pracowały nad przywróceniem dostaw prądu.