Dla pracowników biurowców na Manhattanie zdalna praca to zysk: nie musza spędzać godzin w korkach czy metrze, wysypiają się, a sama praca prowadzona w dresie z salonu czy ogrodu też wydaje się przyjemniejsza. Jednak dla tysięcy biznesów, które przed pandemią karmiły ich, woziły czy ubierały - puste biurowce to wyrwa w kieszeni. Dla Nowego Jorku oznacza to spadek wpływów z podatków.
- Pandemia fundamentalnie zmieniła sposób, w jaki ludzie pracują, co ma daleko idące konsekwencje dla gospodarki miasta i bazy podatkowej - ostrzega w oświadczeniu główny rewident miasta Scott Stringer (61 l.), którego biuro przeanalizowało skutki, jakie zdalna praca przyniesie metropolii i jej przedsiębiorcom.
Biuro kontrolera przewiduje, że nawet jeśli pracownicy będą wracać do swoich biur na trzy dni w tygodniu, kupcy, restauracje i inne firmy, które obsługują tłumy w godzinach od 9 am do 5 pm, i tak stracą około $1,6 mld ze sprzedaży, co będzie kosztować kasy miejskie ponad $146 mln podatków.
Z analizy wynika również, że pozostający w domach pracownicy biurowi co prawda wydają pieniądze w swoich dzielnicach, wspierając lokalne firmy, ale wydaja zdecydowanie mniej, oddając w podatkach do miejskiej kasy raptem $35 mln.