Niewielkie zwycięstwo odnieśli w czwartek prawnicy Donalda Trumpa przed sądem w Pensylwanii. Sędzia zadecydował o odrzuceniu kart do głosowania od osób, które do poniedziałku nie przedstawiły dokumentów tożsamości. Nie podano jednak, o ile głosów chodzi. W Filadelfii znaleziono 2136 kart do głosowania, w przypadku których urzędnicy wyborczy nie byli w stanie zweryfikować tożsamości wyborcy. W całej Pensylwanii Joe Biden (78 l.) ma nad Trumpem przewagę 54 000 głosów, a głosy bez potwierdzonej tożsamości w ogóle nie zostały uwzględnione w głosowaniu.
Mimo tego zachęcającego werdyktu, sądowa przepychanka powyborcza nie będzie mogła ciągnąć się w nieskończoność. Choć prawnik prezydenta, były burmistrz Nowego Jorku Rudy Giuliani (76 l.) twierdzi, że może otworzyć aż 10 spraw dotyczących nieprawidłowości w wyborach. Świętym terminem amerykańskiej demokracji jest 20 stycznia - dzień inauguracji prezydenckiej. Ale poprzedzają go dwa inne.
Pierwszym, przed którym stoi Trump, jest data „bezpiecznej przystani” ustanowiona w prawie federalnym po spornym wyborze prezydenta Rutherforda B. Hayesa w 1876 r. Wszelkie spory wyborcze i zakończenie liczenia głosów musi się zakończyć sześć dni przed zebraniem Kolegium Elektorów. W tym roku to 8 grudnia. Jednocześnie prawa stanowe większości stanów wymagają by takie spory rozwiązywano do 30 dni od dnia wyborów.
Drugą nieprzekraczalną datą jest sam dzień zebrania się Kolegium Elektorów, w tych wyborach to 14 grudnia (pierwszy poniedziałek po drugiej środzie grudnia). Jest to dzień faktycznego wyboru prezydenta przez 538 elektorów, którzy zbierają się w swoich stanach.
Czy sądy będą miały problem z rozstrzygnięciem wszystkich spraw przed tymi terminami?
Adav Noti, były prawnik Federalnej Komisji Wyborczej, a obecnie szef sztabu w bezpartyjnym Centrum Prawnym Kampanii uważa, że nie.
- Nawet sądy, którym zwykle prowadzenie spraw zajmuje dużo czasu, mogą zająć się sprawami wyborczymi w ciągu kilku dni - powiedział.