Wybory korespondencyjne miały być rozwiązaniem na czas pandemii, kiedy wielu nowojorczyków bało się iść do lokalu wyborczego. W czasie listopadowego głosowania nowojorczycy zostali zapytani, czy chcą zmienić stanowa konstytucję tak, by prawo do głosowania pocztą miał każdy wyborca. Większość odpowiedziała: „nie”. Ale w tegorocznym głosowaniu wzięło udział rekordowo mało uprawnionych, zaledwie 1,2 mln, z czego jedynie 85 tys. pocztą. Dlatego gubernator Hochul naciska, by to samo pytanie referendalne postawić przy kolejnych wyborach.
- Chcę, aby stan Nowy Jork był liderem - mówiła dziennikarzom w czwartek w Albany. - Nie byliśmy liderem w przeszłości. Utrudniliśmy głosowanie. Uważam, że każdy powinien mieć możliwość głosowania pocztą – tłumaczyła.
Głosowanie korespondencyjne pozwala oddawać ważne głosy wyborcze wszystkim, którzy z różnych powodów znaleźli się poza stanem, albo mają trudności w dostaniu się do lokalu wyborczego. Niesie to niesie problemy - komisje wyborcze muszą liczyć osobno nadesłane głosy, a wiele z nich ma dodatkowo błędy formalne, które wymagają sprostowania. To przeciąga czas liczenia liczenia głosów i ogłaszania wyników.
Rob Ortt (42 l.), lider republikańskiej mniejszości w senacie stanowym uważa, że akcja pani gubernator nie ma sensu, ponieważ zmiana już raz została odrzucona przez nowojorczyków. - Kiedy przemawiają wyborcy, urzędnicy publiczni na wszystkich szczeblach muszą słuchać - powiedział w rozmowie z „New York Post”. - W zeszłym miesiącu nowojorczycy zdecydowanie odrzucili głosowanie drogą pocztową bez usprawiedliwienia. Wraz z obywatelami stanu również się temu sprzeciwiam.
Dla Republikanów oddawanie głosów pocztą nie jest dobrym rozwiązaniem. W wyborach prezydenckich 2020 roku większość głosów pocztowych oddali wyborcy Demokratów.