Nowe prawo miejskie, które ma być biczem na piratów drogowych opiera się na kuriozalnym założeniu. To kierowcy mają sami donosić władzom o swoich wykroczeniach drogowych. Zgodnie z przepisami kierowcy, którzy są wielokrotnie rejestrowani przez miejskie fotoradary, czy notorycznie przejeżdżają na czerwonym świetle, powinni przejść kursy doszkalające w bezpiecznej jeździe. Ponieważ Miejski DOT prowadzi obszerną i stale aktualizowaną bazę danych kierowców rejestrowanych przez fotoradary lub przejeżdżających na czerwonym świetle, rada miasta zobligowała miasto do weryfikacji ile z osób reedukowanych na kursach popełniło po nich wykroczenia. Jak dowiedział się „New York Post”, miasto chce to osiągnąć obligując ośrodki jazdy do kontaktu z kursantami i pytania ich… czy w ciągu 3 miesięcy po kursie nie popełnili wykroczenia.
Nic dziwnego, że zaraz po ujawnieniu pomysłu na Departament transportu i ratusz wylała się fala krytyki. - Miasto powinno samo to kontrolować, a nie tylko wierzyć komuś na słowo - uważa Marco Conner DiAquoi, zastępca dyrektora Transportation Alternatives. - To chyba oczywiste, miasto ma takie dane i łatwo może sprawdzić kto łamie przepisy.
Choć nowe prawo, pozwalające też na konfiskowanie samochodów notorycznym piratom, weszło w życie już w lutym 2020 roku, dopiero we wtorek zatwierdzono umowy ze szkołami jazdy na uruchomienie kursów doszkalających. Program będzie kosztował miasto $2,8 mln. Jego efektów, a tak naprawdę poprawy sytuacji na drogach wypatrują aktywiści i rodziny coraz liczniejszych ofiar wypadków drogowych. We wtorek kolejny raz wyszli na ulice wzywając miasto do działania po tragicznym wypadku na Brooklynie, w którym zginęło 3-miesięczne dziecko.