Nie trzeba mieć przy sobie papierka z potwierdzonym przystąpieniem do szczepienia. Wystarczy kopia dokumentu w telefonie. Tak od wtorku wygląda rzeczywistość nowojorczyków, którzy chcą zjeść w restauracji, odwiedzić muzeum czy siłownię.
- Byłem zaskoczony, gdy kelner uprzejmie poprosił o kartę szczepień - mówi Norbu Lama (17 l.), który przyszedł z rodziną na śniadanie do The Stop Inn w Queens.
Gorzej było na Staten Island. Theodore Bakousis, manager w Annadale Terrace w rozmowie z NY1 stwierdził, że przez wymóg okazywania dowodu szczepienia najbardziej obrywa się kelnerkom.
- Ludzie zaczynają krzyczeć na dziewczyny, jakby to była ich wina, jakby to one uchwaliły prawo - mówił w rozmowie z telewizją.
Ale nie wszędzie nakaz jest wdrażany opornie. Ian Schrager (75 l.), właściciel nowojorskiego hotelu Public, sam wprowadził konieczność legitymowania się potwierdzeniem szczepień zarówno dla swoich pracowników jak i dla gości, mimo, że miejski obowiązek szczepienny nie obejmuje hoteli.
- Myślę, że goście będą mogli nam zaufać, wiedząc, że o nich dbamy. Myślę, że to słuszne - powiedział dziennikarzom.
Na razie nakaz, który ma zmusić nowojorczyków do zaszczepienia nie jest związany z karami, ale miasto ma zacząć egzekwować go od 13 września. Mandat będzie wynosił minimum $1000.
Nowojorscy restauratorzy są jednak zgodni - lepiej przestrzegać nakazu, niż płacić kary, albo co gorsza wrócić do czasów, gdy można było handlować jedzeniem tylko na wynos.