- Gratulacje, że tak szybko i wcześnie udało Ci się zaistnieć na deskach teatru w Nowym Jorku. Jak się zaczęła Twoja przygoda z teatrem?
- To było bardzo wcześnie, już na drugim roku studiów na Uniwersytecie Artystycznym im. Magdaleny Abakanowicz w Poznaniu trafiłem do Teatru Nowego w tym mieście, gdzie przyszło mi pełnić funkcję asystenta Mirka Kaczmarka - jednego z najbardziej znanych polskich scenografów teatralnych. Pracowałem przy spektaklu Piotra Kruszczyńskiego pod tytułem „Ambona Ludu”. Była to duża produkcja, zrobiona z rozmachem, dzięki czemu pokochałem teatr i pracę w nim. Zobaczyłem jak niesamowita jest praca nad spektaklem, możliwość brania udziału w procesie kreatywnym i realizowaniu projektów. Inaczej niż przy filmie, w teatrze efekty pracy widoczne są już po około dwóch miesiącach. Zazwyczaj tyle trwają prace nad spektaklem. I między innymi za to lubię tę pracę.
- Jak doszło to wystawienia sztuki w Nowym Jorku?
- Do LaMamy przyjechaliśmy dzięki staraniom i rozmowom pani dyrektor Teatru Powszechnego w Radomiu Małgorzacie Potockiej. Upór, konsekwencja i chęć doprowadzenia do skutku kooprodukcji pomiędzy Teatrem w Radomiu i Nowym Jorkiem w końcu się udała i jesteśmy tutaj. Prace nad tym spektaklem trwały zdecydowanie dłużej, ponieważ zorganizowanie całej logistyki, dogranie terminów aktorów, twórców jest bardzo skomplikowane.
- Czy planujesz również zorganizowanie swojego pokazu mody w Nowym Jorku?
- Pojawiła się taka propozycja, ale niestety - moje projekty są dość obszerne i transport ich za ocean to dla mnie zbyt duży wydatek. Moda, którą tworzę, to jednak bardziej sztuka, niż moda użytkowa, dlatego nie przynosi takich zysków. Jestem młodym projektantem i wszystko robię sam - projektuję, szyję, jestem odpowiedzialny za produkcje sesji i pokazów. Staram się tworzyć dwie kolekcje w roku. Każdy wolny weekend poświęcam na szycie. Moją nową pasją i fascynacją jest DJ-owanie. Muzyka, która od małego była obecna w moim rodzinnym domu i także podczas tworzenia ubrań i kostiumów, w końcu znalazła ujście w postaci grania dla ludzi. Jest to niesamowite doświadczenie móc prowadzić imprezę dla grupy ludzi, dzielić się z nimi swoją energią.
- Wspominałeś też, że planujesz również sesję fotograficzną w Nowym Jorku...
- To akurat nic konkretnego, przywiozłem ze sobą kilka swoich projektów. Być może uda się zorganizować jakąś szybką sesję zdjęciową na ulicach Nowego Yorku.
- Od jak dawna robisz kostiumy dla polskich teatrów?
- Jest to mój ósmy rok, kiedy pracuje w teatrach tworząc kostiumy, scenografie i tworząc reżyserię świateł.
- Od najmłodszych lat marzyłeś o zawodzie projektanta czy ta ścieżka to przypadek?
- Może to zabawne, ale od małego wiedziałem, że będę tworzył ubrania. Na egzaminach wstępnych zarówno do Liceum Plastycznego w Gdyni, jak i na Akademii Sztuk Pięknych w Poznaniu powiedziałem, że nie ma innej opcji: chcę robić modę. A dzięki profesorowi Ireneuszowi Domagale, którego asystentem byłem przez dwa lata, pokochałem teatr i pracę w nim.
- Czy w Twojej rodzinie jest to tradycja zawodowa?
- Moja mama jest muzykiem i uczy w szkole, natomiast tata jest kierowcą i pracuje w handlu. Z tego co wiem, nikt w rodzinie nie tworzył ubrań, ani nie pracował w teatrze.
- Sam na co dzień przywiązujesz wagę do stroju?
- Oczywiście, że tak. W moim zawodzie jest to bardzo istotne. Co prawda ubieram się głównie na czarno, ponieważ to ubrania, które tworzę pełne są koloru i energii. Natomiast ja w kolorach czuje się jak przebrany, a nie ubrany. Dlatego zazwyczaj wybieram czarne rzeczy.
- Jeśli miałbyś wykonywać inny zawód, co by to było?
- Dzisiaj śmiało mogę powiedzieć, że bycie DJ'em i granie w klubach na całym świecie byłoby dla mnie równie satysfakcjonujące.
- Jakie masz plany i marzenia?
- Marzeniem jest zwiedzenie Azji. Planem zrobienie kolejnej kolekcji, ponieważ proces tworzenia jest dla mnie pewnego rodzaju terapią. W moich kolekcjach zamykam zawsze cząstkę siebie, tego co aktualnie przeżywam i przepracowuję wewnętrznie. Kolekcja SOUL poświęcona była mojej zmarłej babci, a tworzenie jej traktowałem jako przepracowywanie żałoby i poradzenie sobie ze stratą najbliższej mi osoby. Kolekcja Ikigai to historia o odnalezieniu wewnętrznego spokoju, godzenia pracy z pasją i czerpania z tego satysfakcji. A najnowsza seria - Pigmalion, to opowieść o poszukiwaniu ideału, miłości i dzisiejszych czasach, w których trudno jest znaleźć sobie osobę, którą pokochamy. I tutaj zaczyna się motyw nadchodzącej kolekcji, która będzie traktowała o smutnej, niespełnionej miłości.
- Na kim się wzorujesz w pracy?
- Bardzo lubię historię sztuki i historię mody, w swoich projektach często sięgam do odniesień do dawnych mistrzów. Z pewnością moim guru modowym był Cristobal Balenciaga i Alexander McQueen. Śledzę również bieżące trendy i obserwuję dokąd zmierza dzisiejsza moda. Mimo tego staram się zachować swój styl, mój unikatowy pierwiastek, dzięki któremu cieszy się coraz większą popularnością w Polsce i nie tylko.
Rozmawiały Marta J. Rawicz, Agata Drogowska