Dwa miesiące po ogłoszeniu startu w wyborczym wyścigu do urzędu prezydenta Donald Trump ruszył do walki o rząd republikańskich dusz. Chcąc zapewne wzmocnić podwaliny pod swoją budzącą kontrowersje w GOP kandydaturą zdecydował się na atak uprzedzający. - Mówili: ‘Nie robi wieców, nie prowadzi kampanii. Może stracił rytm’ – powiedział na pierwszym z weekendowych, choć niezbyt hucznych spotkań, które według komentatorów miały być demonstracją jego siły – dorocznym zjeździe GOP w Salem w New Hampshire. - Jestem teraz bardziej zły i jestem bardziej zaangażowany niż kiedykolwiek - dodał. Zapewniał też, że jego prezydentura, w tym podejście do przestępczości i imigracji, będzie przeciwieństwem polityki Joe Bidena (81 l.), którego oskarżył o niszczenie Ameryki. Przedstawił też skład swojego sztabu w NH, gdzie funkcję starszego doradcy obejmie Stephen Stepanek, ustępujący szef GOP New Hampshire.
W Karolinie Południowej, w której jak dotąd nie doczekał się szczególnych przejawów wsparcia dla swojego startu, zapewniał, że ma „zaplanowane ogromne wiece, większe niż kiedykolwiek wcześniej". Po przemówieniu w gmachu władz stanowych w Columbia, w rozmowie z reporterami Associated Press uderzył w najgroźniejszego potencjalnego rywala w prawyborach, gubernatora Rona DeSantisa (45 l.). - Jeśli on wystartuje, dobrze. Jestem daleko wyżej w sondażach – stwierdził odnosząc się do badań, dających mu około 50 proc. wskazań wyborców – o ok. 20 więcej niż DeSantisowi. - Uważam jednak, że byłby to wielki akt nielojalności, bo wiecie, ja go wprowadziłem. On nie miał szans. Jego życie polityczne było skończone – dodał jednak zaraz.
Kwestia startu gubernatora Florydy, ale też byłego wiceprezydenta Mike’a Pence’a (64 l.) i byłej gubernator Karoliny Południowej Nikki Haley (51 l.), wyjaśni się w najbliższych miesiącach.