Strażak Piotr Orłowski, przydzielony do załogi 202 w Red Hook, bez zastanowienia rzucił się do akcji, gdy tuż przed północą wybuchł pożar w jego domu rodzinnym przy 74 St. Wyprowadził z domu wszystkich, nawet rodzinnego psa - Crasha. Potem wrócił do budynku, pomagać sąsiadom. W tym czasie pożar zdążył się rozprzestrzenić na sąsiednie domy.
- Wyciągnął wszystkich z ich własnego mieszkania, a potem pomagał w sąsiednim domu - powiedziała Patricia Ciurej (28 l.), której siostra spotykała się z Orłowskim od 10 lat. - Wbiegł do mieszkania na parterze, gdzie mieszka samotny mężczyzna. Ma jakieś 90 lat. Dosłownie wyniósł go sam na własnych plecach, bez sprzętu i bez niczego.
Orłowski jest strażakiem od 2016 roku. W domu na Dyker Heights mieszkał z rodzicami - Polakami i siostrą przez 20 lat.
Pierwsi pożar na 1330 74 St zobaczyli sąsiedzi z przeciwka. Pobiegli i zaczęli łomotać w drzwi, które w końcu wyłamali. Potem ruszyli ostrzec Orłowskich. Wtedy do akcji włączył się Piotr, który akurat nie był na służbie.
W wyniku pożaru ogień, podsycany silnym wiatrem, strawił trzy budynki mieszkalne.
Ciurej, który utworzyła zbiórkę na rzecz rodziny strażaka na serwisie GoFundMe, mówi, że Orłowski jest bardzo zrozpaczony, ale cieszy się, że wszyscy są bezpieczni.
- To jest tak: wchodzisz do swojego domu i widzisz, jak wszystko płonie. Po prostu brak Ci słów - mówi Ciurej. - płonie kanapa, na której siedziałeś, łóżko, w którym spałeś. Może to trochę materialistyczne, ale to są rzeczy, które tworzą dom.
Zbiórka na GoFundMe trwa. Od niedzieli do wtorku udało się zgromadzić ponad $50 000.
Stowarzyszenie United Firefighters Association stwierdziło, że podczas walki z pożarem rannych zostało 12 osób. PARA