Zaprzysiężeni na sędziów senatorowie zasiądą w ławach w nowej roli we wtorek. Proces Donalda Trumpa ma rozpocząć się nieco ponad miesiąc po krwawym szturmie na Kapitol, który kosztował życie pięciu osób. Demokraci, kontrolujący już obie izby Kongresu, chcą formalnego uznania winy byłego prezydenta za haniebne wydarzenia. Republikanie do ostatniej chwili przekonywali, że proces nie ma sensu, bo nie zakończy się pozbawieniem Trumpa urzędu. W niedzielę republikański senator Roger Wicker z Missisipi określił proces o impeachment Trumpa jako „pozbawione znaczenia partyjne ćwiczenie z pisania wiadomości". – To farsa z zerowymi szansami na skazanie – wtórował mu republikański senator Rand Paul z Kentucky, który określił język Trumpa oraz słowa z wiecu jako mowę „figuratywną”. Jeszcze ostrzej wyraził się republikański senator Bill Cassidy z Luizjany, który postępowanie przed Izbą Reprezentantów porównał na antenie NBC do „pokazowego procesu z czasów Związku Radzieckiego”.
Zarówno kierujący oskarżeniem demokratyczny kongresmen Jamie Raskin, jak i obrońcy Donalda Trumpa – David Schoen (62 l.) i Bruce Castor (60 l.) – do procesu podchodzą jednak poważnie. Szczegóły postępowania ustalane były do ostatniej chwili. Wiadomo jednak, że świadków raczej będzie niewielu. Uznać za nich można bowiem samych senatorów obecnych na Kapitolu w czasie szturmu. Jak zapowiadali Demokraci, za dowód posłużą nagrania wideo z oblężenia oraz z przemówień Trumpa. Obrońcy byłego prezydenta zasugerowali, że odpowiedzą tym samym. – Jeśli moje oczy wydają się zaczerwienione, to dlatego, że oglądałem ostatnio dużo nagrań – stwierdził na antenie Fox News Bruce Castor.
Mający 50 miejsc w Senacie Demokraci potrzebują 17 głosów do uznania Trumpa za winnego. Poparcie 45 Republikanów dla niedawnego wniosku senatora Paula o uznanie procesu za niezgodnego z konstytucją sugeruje, że ich znalezienie może być jednak trudne.