Horror miał miejsce 12 kwietnia ub. r. w wagonie linii N pełnym nowojorczyków jadących do pracy. Gdy pociąg dojeżdżał do stacji 36th Street w Sunset Park, bandyta przebrany za pracownika metra odpalił granaty dymne i zaczął strzelać do przypadkowych osób. Ranił co najmniej 29 pasażerów, z czego 10 postrzelił. Następnie uciekł z miejsca zdarzenia, a po 30-godzinnej obławie sam oddał się w ręce policji.
Mężczyzna pojawił się w nowojorskim sądzie federalnym we wtorek. Przyznał się do wszystkich 11 zarzutów zawartych w akcie oskarżenia, w tym do 10 zarzutów popełnienia ataku terrorystycznego w systemie transportu masowego.
W sądowej sali przekonywał, że nie planował nikogo zabić, choć wiedział, że jego ofiary mogą nie przeżyć ataku. Asystentka prokuratora Sara Winik przekazała, że bandyta planował atak od co najmniej czterech lat. Terrorysta nazywał sam siebie „Prorokiem Zagłady”, a przed krwawą masakrą w nagraniach wrzuconych do internetu wielokrotnie mówił o swoich problemach psychicznych i o dyskryminacji czarnoskórych.
– Pan James przyjął odpowiedzialność za swoje przestępstwa, odkąd oddał się w ręce organów ścigania. Sprawiedliwy wyrok starannie wyważy szkody, które wyrządził, biorąc zarazem pod uwagę jego wiek, zdrowie i notorycznie niewystarczającą opiekę medyczną w więzieniach – stwierdzili jego obrońcy, którzy argumentują, że ich klient nie powinien być skazany na więcej niż 18 lat. Strzelcowi grozi dożywocie. Wyrok ma zapaść latem.