W sierpniu Biden ogłosił plan pomocy osobom, które nie są w stanie spłacić swoich długów studenckich. Do programu mają kwalifikować się osoby zarabiające mniej 125 tys. dol. rocznie, kwota przyznanej im ulgi sięgnęłaby 10 tys. dol. Zarabiający jeszcze mniej mogliby liczyć na umorzenie nawet 20 tys. dol. Kredyty studenckie ma do spłacenia ponad 43 mln Amerykanów, co sprawia, że program umarzania długów może kosztować podatników, według wyliczeń Congressional Budget Office, aż 400 mld dol.
Prezydencka administracja ogłosiła w czwartek, że już w październiku rozpocznie się proces aplikacyjny. Tego samego dnia Departament Edukacji przekazał jednak zmianę zasad gry – kredytobiorcy, którzy zaciągnęli pożyczki u podmiotów prywatnych, np. banków, nie zakwalifikują się już do programu. I choć osoby, które zdecydowały się na tego typu kredyt, stanowią niewielki procent zadłużonych, to ten punkt od początku budził zastrzeżenia.
W pozwie złożonym w sądzie federalnym w Missouri przez prokuratorów generalnych z Arkansas, Iowy, Kansas, Missouri, Nebraski i Karoliny Południowej poruszono właśnie tę kwestię. W dokumencie stwierdzono m.in., że gdyby przepisy weszły w życie, Missouri straciłoby dochody z tytułu obsługi pożyczek zaciąganych w ramach programu Federal Family Education Loan Program z lat 1965–2010. FFEL był bowiem systemem pożyczek studenckich udzielanych przez podmioty prywatne, ale dotowane przez rząd federalny.
Prokuratorzy uważają ponadto, że Joe Biden narusza prawo, stawiając się w roli Kongresu. Prezydent opiera się na przepisach ustanowionych po 9/11, które zezwalają na umorzenie długów studenckich w czasie stanu wyjątkowego. W pozwie stwierdzono, że obecnie pandemia już nie może stanowić podstaw do powoływania się na to prawo.