Republikanie jeszcze przed wyborami zapowiadali serię dochodzeń, których obiektem będzie Joe Biden i jego rodzina, w tym posądzany o podejrzane kontakty biznesowe syn prezydenta Hunter Biden (53 l.). Zamierzali sprawdzić też proces decyzyjny przy wycofywaniu wojsk USA z Afganistanu czy kulisy polityki imigracyjnej i kryzysu na południowej granicy. Prezydent sam zapewnił im jednak inny temat, gdy Biały Dom potwierdził, że w jego prywatnym biurze w Waszyngtonie, DC, ale też w domu w Delaware znaleziono „niewielką liczbę” dokumentów oznaczonych jako „tajne” z czasów administracji Baracka Obamy i wiceprezydenta Bidena. W sobotę okazało się, że w bibliotece domu Bidena odkryto kolejnych pięć zastrzeżonych stron, o czym poinformowano tuż po zapewnieniu, że przeszukania zostały zakończone. - Przedstawiciele Departamentu Sprawiedliwości natychmiast je przejęli – zapewnił Richard Sauber, prawnik Białego Domu.
Odkrycia, z których pierwszych dokonano w listopadzie i w grudniu, a które wyszły na jaw kilka miesięcy po głośnym nalocie FBI na dom Donalda Trumpa (77 l.) i przejęciu ponad 11 tys. tajnych materiałów, badać będzie nie tylko specjalny prokurator powołany przez Prokuratora Generalnego USA. Dochodzenia szykują też Komisja Sądownictwa i Komisja Nadzoru i Odpowiedzialności Izby Reprezentantów. - Mamy wiele pytań – przyznał przewodniczący tej ostatniej James Comer, który w niedzielę wystąpił do Białego Domu o przekazanie dokumentów i komunikatów związanych z przeszukaniami, ale też dzienników odwiedzin rezydencji w Wilmington, DE. W liście napisał, że „złe traktowanie przez Bidena tajnych materiałów rodzi pytanie, czy zagraża on naszemu bezpieczeństwu narodowemu". Biały Dom i Secret Service poinformowały jednak, że nikt nie prowadzi takich rejestrów.
Spiker Izby Kevin McCarthy (58 l.) wytknął też Demokratom różnice w podejściu do badania znalezisk dokonanych wcześniej u Trumpa, a teraz Bidena. - To jest po prostu hipokryzja – stwierdził. I zapowiedział pełen nadzór nad wyjaśnianiem sprawy.