Dane z epidemicznego frontu coraz bardziej przerażają. Jak wynika z raportu Johns Hopkins University w Maryland, w piątek w USA wykryto 83718 nowych zakażeń COVID-19. W sobotę ta liczba była tylko nieznacznie niższa i wyniosła 83757 infekcji. Według danych analityków, liczba zakażonych w Stanach zbliża się do 8,6 mln, a zmarłych do 225 tys., co plasuje nas niestety na pierwszym miejscu na świecie.
Wzrosty liczby zakażeń odnotowało w minionym tygodniu aż 35 amerykańskich stanów. Także Nowy Jork. W sobotę gubernator Andrew Cuomo (63 l.) poinformował o 2061 nowych przypadkach. - Liczba hospitalizacji wynosi obecnie 1045. Niestety 11 osób w piątek zmarło – przekazał na Twitterze. Odsetek pozytywnych wyników testów w piątek wyniósł 1,31 proc. W tzw. czerwonych strefach, m.in. na Brooklynie i Queensie sięga 2,58 proc.
W New Jersey w sobotę stwierdzono 1994 nowych zakażeń, najwięcej od maja. Zmarło kolejnych ośmiu chorych. - Ten wirus nie odejdzie tylko dlatego, że jesteśmy nim zmęczeni – ostrzegł gubernator NJ Phil Murphy (63 l.) zachęcając do noszenia masek i zachowywania dystansu. W Pensylwanii liczba nowych zakażeń przekracza 2000 dziennie, na Florydzie – 4000.
Władze wielu stanów przyznają, że za te wzrosty odpowiadają głównie spotkania i uroczystości rodzinne w domach. I apelują o rozsądek. The Institute for Health Metrics and Evaluation na University of Washington przewiduje z kolei, że do 1 stycznia liczba ofiar COVID-19 w USA przekroczy 318 tys.