– Wciąż czuję ból – mówiła Carroll, która potwierdziła, że spotkała Trumpa w manhattańskim domu towarowym Bergdorf Goodman w 1996 r. Polityk miał poprosić ją o pomoc w szukaniu prezentu dla innej kobiety – ta zaproponowała kapelusz, ale biznesmen postawił na bieliznę. Pisarka powiedziała pod przysięgą, że zaczęli flirtować i poszli przymierzyć damskie body. Wtedy miało zacząć się piekło. Trump rzekomo rzucił felietonistkę o ścianę przymierzalni, ściągnął jej rajstopy, a następnie zaczął gwałcić.
Carroll zeznała, że przez lata czuła się winna i po przeżytym koszmarze nie mogła już cieszyć się jakimikolwiek relacjami. – Myślę, że to dlatego, że flirt okazał się najgorszą decyzją w moim życiu – powiedziała, dodając, że od czasu rzekomego gwałtu nie uprawia seksu ani nie umawia się na randki. – Straciłam jedno z najwspanialszych ludzkich doświadczeń zakochania się w drugiej osobie – przyznała.
Pisarka stwierdziła także, że przez tyle lat nie dzieliła się swoją historią, bo bała się odwetu ze strony Trumpa. Pierwszy raz oskarżyła ówczesnego prezydenta w 2019 r. na łamach swojej książki. Ten od razu zaprzeczył jakoby w ogóle się znali, wielokrotnie nazywając Carroll „chorą psychicznie”. – „To oszukańcza i fałszywa historia – polowanie na czarownice!” – napisał Trump w serwisie Truth Social w środę. Jego prawnicy nie wykluczają, że osobiście stawi się wkrótce na sali sądowej. Carroll, która domaga się odszkodowania o jeszcze nieokreślonej kwocie, miała zeznawać ponownie w czwartek.