We wtorek do Waszyngtonu przybyli politycy z całego kraju, by wziąć udział w oficjalnej inauguracji 118. Kongresu USA. Pierwszym punktem miał być wybór spikera Izby Reprezentantów, nad którą kontrolę przejęli republikanie. Krok ten jest niezbędny do rozpoczęcia pracy Izby, a tym samym zaprzysiężenia nowych kongresmenów.
Politykom nie udało się jednak osiągnąć konsensusu. Kevin McCarthy nie otrzymał poparcia własnej partii, szczególnie jej skrajnie konserwatywnych przedstawicieli z grupy Freedom Caucus. McCarthy nie uzyskał więc potrzebnej większości 218 głosów. Podczas dwóch pierwszych rund 19 członków partii głosowało na innych kandydatów, w tym Andy'ego Biggsa (65 l.), Jima Jordana (59 l.), a nawet na Lee Zeldina (43 l.), który nie zasiada już w Izbie. Podczas trzeciego głosowania do grupy przeciwników McCarthy’ego dołączył jeszcze jeden republikanin. Po kolejnej nieudanej próbie odroczono posiedzenia na następny dzień. W środę odbyły się kolejne trzy głosowania i w każdym z nich McCarthy odniósł porażkę.
Sam McCarthy zapowiedział jednak, że się nie podda. We wtorek został zapytany o rezygnację i powiedział reporterom jasno: – To się nie wydarzy. Do głosowania na lidera namawiał również Donald Trump (77 l.), który w środę rano zaapelował w mediach społecznościowych: „Zawrzyjcie umowę, zgarnijcie zwycięstwo”.
Podczas gdy emocje w Izbie Reprezentantów sięgają zenitu, w rządzonym przez demokratów Senacie padł rekord. W tym roku republikanin Mitch McConell (81 l.) stał się politykiem najdłużej zasiadającym na fotelu lidera w wyższej izbie Kongresu. Sprawuje tę funkcję od 16 lat.