Donald Trump w piątek ogłosił stan wyjątkowy. To ma pozwolić mu na zdobycie pieniędzy na zażegnanie „kryzysu na południowej granicy”, czyli obiecywaną budowę muru. Jak dowodzi, w tej nadzwyczajnej sytuacji, nie będzie potrzebna mu zgoda Kongresu, który na kontrowersyjną budowę przyznał jedynie $1,3 mld. Brakujące pieniądze planuje wziąć z Wojskowego Funduszu Budowlanego. – Mógłbym budować mur przez dłuższy czas. Nie musiałem tego robić, ale wolałem zrobić to szybciej – powiedział prezydent USA.
Decyzja Trumpa rozbroiła polityczną bombę. I są już pierwsze efekty. Komisja sprawiedliwości w Izbie Reprezentantów zapowiedziała śledztwo w sprawie prezydenckiej deklaracji. „Uważamy, że wprowadzenie stanu wyjątkowego pokazuje Pańskie lekkomyślne lekceważenie podziału władzy oraz Pana własnej odpowiedzialności wynikających z naszej konstytucji” – napisał w liście szef komisji Jerrold Nadler. Zapowiedział też przesłuchania przedstawicieli Białego Domu i Departamentu Sprawiedliwości.
Są też już pierwsze pozwy, których zresztą spodziewał się prezydent. Przygotowali je właściciele gruntów w Teksasie, którzy podnoszą, że decyzja o stanie wyjątkowym, ale też plan budowy muru, są niekonstytucyjne i uderzają w ich prawo własności. Kolejne zapowiadają władze Kalifornii.
Pozew złożyła też pozarządowa organizacja Amerykańska Unia na rzecz Praw Obywatelskich (ACLU), która zarzuca Trumpowi uzurpację władzy. Podobnie zresztą jak Demokraci, którzy zapowiedzieli już głosowanie w Kongresie nad unieważnieniem decyzji w sprawie stanu wyjątkowego. Domagają się tego też protestujący, którzy jeszcze w piątek wyszli na ulice, m.in. w NYC, krytykując działania Trumpa.