Od 25 marca, kiedy w metropolii zarejestrowano pierwsze 53 zgony, zmarło już ponad 21 tys. osób. W całym stanie to ponad 29 tys. ofiar, czyli więcej niż mieszkańców w Zakopanem. Ale zarówno miasto, jak cały stan zmierzają ku końcowi epidemii. Choć we wtorek liczba nowych zachorowań w NYC wzrosła do 202 a liczba zgonów do 78, to średnia ciągle spada. Liczba hospitalizacji utrzymuje się poniżej wymaganej średniej, dzienna liczba testów przekracza już 27 tys. a liczba tych zakończonych pozytywnym wynikiem sięga jedynie 6 proc. Jedynie liczba osób na oddziałach intensywnej opieki jeszcze o kilka procent przekracza wskazany przez stan limit. To wszystko daje szansę, że nowojorczycy doczekają się wreszcie zniesienia części zakazów. Ale czekają na to z obawami, bo miasto nie ma jakiegokolwiek planu otwarcia.
Choćby takiego, jaki przedstawiło swoim mieszkańcom Chicago. Miasto przygotowało 13-stronnicową instrukcję bezpiecznego otwarcia m.in. restauracji. Według niej, stoły muszą znajdować się 6 stóp od siebie lub być oddzielone np. ściankami. Przy jednym stole nie powinno siadać więcej jak 6 osób. Obowiązkowe będą w nich też maski ochronne.
Nowy Jork nie ma takich instrukcji. Burmistrz Bill de Blasio chciałby otwierać miasto od 1 czerwca, ale nie ma nawet pomysłu na zapewnienie bezpiecznego transportu. Miasto nie wie nawet ilu pracowników będzie mogło w pierwszej fazie wrócić do pracy. Burmistrz zapowiedział jedynie, że w przyszłym tygodniu przedstawiony zostanie przewodnik dla planujących otwarcie firm i ruszy infolinia dla biznesu.
A nowojorczycy nie chcą czekać. Borough Park na Brooklynie otwiera się samo. Właścicielom sklepów nie przeszkadzają nawet wizyty przedstawicieli biura szeryfa. - Może to jest nielegalne. Ale ekonomia to żywa istota. Jeżeli widzisz, że jeśli czegoś nie zrobisz to zginiesz, zrób to – mówią.
Pomóc próbują miejscy radni. Szef rady miasta Corey Johnson i radny Antonio Reynoso. Zaproponowali, by pozwolić restauracjom korzystać z chodników. To pozwoliłoby przyjąć w bezpieczny sposób więcej klientów. - Procedura zajęcia chodnika jest zwykle skomplikowana, a dla małych restauracji zwyczajnie za droga. Nowe przepisy sprawią, że będzie to łatwiejsze i bardziej dostępne – zapowiada Johnson.
Jednak burmistrz de Blasio restauracji i barów chyba nie lubi, bo nie tylko spycha ten pomysł „na kolejne fazy otwarcia”, ale chce też wprowadzić zupełnie nowe obostrzenia. - NYPD będzie robić naloty na dzielnice z dużą ilością barów, kiedy pogoda się poprawi - zapowiedział. To reakcja na zdjęcia, na których widać nowojorczyków kupujących drinki i pijących na chodnikach przed barami, łamiących tym samym zakazy gromadzenia się. Na celowniku policji znaleźć mają się m.in. Upper East Side, East Village, Williamsburg, Astoria i Hell's Kitchen.