Grzegorz Chiliński

i

Autor: Anna Chiliński

Polonijny aktor Grzegorz Chiliński (52 l.): nic nie zastąpi publiczności na żywo

2020-06-15 21:58

Ciągle czeka na rolę swojego życia i od ponad dwóch miesięcy tęskni za występami przed publicznością. O tym, jak wygląda życie aktora w czasie pandemii opowiada polonijny artysta z Chicago Grzegorz Chiliński (52 l.).

– Czy czasami nie masz wrażenia, że obecna rzeczywistość przypomina jakiś film?

– Tak, to przerażające! Czasem czuję się, jakbym grał w jakimś filmie science fiction pod tytułem „Film 2020,” tylko że niestety to nie jest rola, którą ja gram, ale realny świat, w którym żyję.

– Jak znosisz to, co się dzieje w Chicago, demonstracje, demolowanie?

– Staram się podchodzić do tego ze spokojem. Bandyci demolujący i okradający sklepy nie mają nic wspólnego z walką o równość rasową ani z potępieniem zabójstwa Afroamerykanina George'a Floyda przez policjanta w Minneapolis. Demolujący są przestępcami i kryminalistami. Nie jestem pewien, kto kontroluje tę sytuację, bo może jest to właśnie nieład kontrolowany.

– Jaką ostatnią rolę zagrałeś?

– To była postać Fedyckiego, amanta w tragedii „Ich czworo” Gabrieli Zapolskiej wystawionej przez Polish American Actors Theater. Bardzo tęsknię za graniem, aczkolwiek dużo czasu wolnego wpłynęło na kreowanie moich nowych zawodowych pomysłów. Moje życie sceniczne było w czasie przed pandemią bardzo bogate, bywało, że rocznie wcielałem się w dziesięć różnych postaci.

– Jak wygląda życie aktora w czasach pandemii?

– Najprawdopodobniej tak samo jak życie wielu innych ludzi wykonujących inne zawody. Wychowanie w Polsce, przeżycia życiowe i mój wiek pozwoliły mi na szybkie przystosowanie do nowej sytuacji.

– Jakie plany zawodowe zrujnowała ci pandemia?

– Współpracuję z wieloma grupami artystycznymi, więc trochę tego było, występy satyryczno-muzyczne, wieczorki poetyckie oraz jak co roku musical ze studiem Jump. Wszystko to zostało odwołane na czas nieokreślony. Na pewno można zrobić internetowe przedstawienia i występować na Facebooku, ale na pewno nic nie zastąpi publiczności na żywo. Aktorzy bardzo często grają na scenie, dopasowując się do reakcji publiczności.

– Czas pandemii nauczył cię czegoś o sobie samym?

– Tak, przekonałem się, że dobrze się znam. Dzięki pandemii mogłem obserwować zachowania ludzi dookoła mnie. Było to ciekawe doświadczenie. Myślę, że przez lata nasze życie zostało bardzo skomercjalizowane. W czasie pandemii mamy czas, by więcej myśleć, czytać, cieszyć się swoją rodziną, rozwijać swoją kreatywność, tworzyć, robić coś, na co wcześniej nie było czasu.

– Która z ról jest najważniejsza dla ciebie?

– Uważam, że każda nowa rola mnie rozwija, więc chyba czekam dopiero na taką, która będzie tą najważniejszą. Ale nie tylko pracą człowiek żyje. W życiu prywatnym moją najważniejszą rolą jest bycie tatą mojej już dorosłej córki Aleksandry i ojczymem dla Nicolki oraz mężem dla Ani Chilińskiej, z którą jestem w związku od 2015 roku.

– Ania jest charakteryzatorką. Lubisz z nią pracować?

– Tak, bo ufam jej całkowicie. Jest profesjonalistką i całkowicie poddaję się jej pomysłom. Ponadto jest też ogromnym wsparciem dla mojej aktorskiej kariery, bo wcieliła się w rolę mojego menedżera. Wspaniale czuwa nad dalszym rozkwitem mojego talentu. To ogromne wsparcie kochającej kobiety dodaje mi twórczych skrzydeł.

– Kiedy Polonia zobaczy cię znowu na scenie?

– To wszystko zależy od sytuacji, która ciągle nie daje nam możliwości planowania jutra. Ale mam nadzieję, że pandemia się już niebawem skończy i wszyscy wrócimy do normalnego, wspaniałego życia. Jest parę pomysłów, nad którymi pracujemy, ale nic więcej nie mogę zdradzić.

Rozmawiała Marta J. Rawicz